piątek, 30 grudnia 2011

LONDYN – TAM I Z POWROTEM, CZĘŚĆ I

Udaję się na krótki wypad do stolicy naszego „siedemnastego województwa”, czyli do Londynu. Termin „siedemnaste województwo” początkowo używany był głównie dla amerykańskiego Chicago i okolicznego stanu Illinois, licznie zamieszkałych przez Polaków, ale od kiedy nam bliżej do Wielkiej Brytanii i Irlandii, tak to właśnie określamy.

Przez dwie godziny lotu, spędzone we wnętrzu samolotu, małe dzieci zabawiały się ze swoimi rodzicami, a maluchów zawsze sporo podróżuje, tak że pasażerowie mogli się czuć niczym na podniebnym placu zabaw przesuwającym się ponad chmurami. Mały John tuż przede mną zabawiał się ze swoim tatą Anglikiem w najlepsze. Dopiero kiedy w którymś momencie maszyną zaczęło trochę rzucać wskutek turbulencji, malec zamienił się w Jasia, z piskiem wtulił się w ramiona mamy–Polki i krzyczał – Mamo, boję się! Boję się!

Z tego wniosek taki, że jak trwoga, to raptem przypominamy sobie rodzimą mowę.

Ponieważ w Londynie deszcz pada tylko co drugi dzień, mieliśmy – ja i moja Żona – właśnie to szczęście w kratkę – podczas lądowania jeszcze lało, a przy schodzeniu z trapu – już nie. Tymczasem u nas, np. w Krakowie lub Zakopanem sprawa jest prostsza. Gdy pada deszcz, to już trzy dni ciągiem, i nikt nie musi się zastanawiać, jak się ma ubrać?

Wyjeżdżamy z lotniska, a Londyn ma ich kilka i tanie linie lotnicze są położone daleko od City, natomiast bogatsi pasażerowie lądują w centrum Londynu. Jedziemy busem firmy założonej przez Polaków mieszkających w Anglii, przed nami kilkudziesiąt minut lewostronnej jazdy. Przypomnę na marginesie ciekawostkę z historii komunikacji. U nas w początkach dwudziestego wieku, wraz z pierwszymi automobilami, również obowiązywał ruch lewostronny, później myśmy zmienili zasady ruchu na prawostronny, natomiast Anglicy pozostali wierni pierwotnej tradycji.

Przybywamy do celu, którym jest polski sklep położony w zachodniej dzielnicy Londynu Ealing Brodway. Każda polska restauracja lub sklep w Londynie są małymi centrami polskości, na co składa się kilka powodów. Zaraz je wymienię. Po pierwsze, przed sklepem są wystawione polskie pisma, takie jak: Cooltura, Tygodnik Polski, Panorama, Express Polish... W Londynie bezpłatne, poza Londynem około 1 funta.

Dalej – witryny sklepu są oklejone ogłoszeniami o pokojach do wynajęcia, o pracy, o osobach zaginionych a poszukiwanych przez rodzinę z Polski, o różnych imprezach itp. itd.
Dalej – w samym już sklepie można kupić wszystko, co polskie: od niepozornego proszku do pieczenia i aromatu do ciast, Ludwika w płynie i proszku do prania Bryza, przez pasztetową i salceson, galaretkę i kisiel, żur w flaszce, po połcie szynki, pierogi mrożone i ogórki kiszone – towary spożywcze najbardziej zasłużone w rozsławianiu naszej Ojczyzny na Wyspach.

Tak już to jest, iż serca Anglików zdobywa się przez żołądek. Proza życia.

Tylko w polskim sklepie można zdobyć karpia na polską Wigilię. Jednym słowem – w polskim sklepie w Londynie każdy Polak musi (!) poczuć się jak u siebie w Rzeszowie lub w Kętach. Być może z tego powodu wielu rodaków woli omijać polskie sklepy. Wolą odczuwać klimat Wysp.

Innym centrum jest POSK – Polski Ośrodek Społeczno-Kulturalny w Londynie (238 – 246 King Street. Hammersmith. London W6 ORF), posiadający bibliotekę polską, galerię, restaurację itp. Na scenie teatru występują piosenkarze, kabarety i zespoły z Polski (Grzegorz Turnau, Kabaret Moralnego Niepokoju, Kabaret Ani Mru Mru). W POSKu funkcjonują Kawiarnia Jazzowa, Warsztaty Teatralne, Szkoła Tańca, Polski Uniwersytet na Obczyżnie PUNO – www.puno.edu.pl i szkoda, że ośrodek przechodzi trudności natury finansowej. Oby po reorganizacji potrafił nadal pełnić swą funkcję kulturalno-społeczną w Londynie.
Kolejnymi centrami polskości są polskie kościoły, których jest kilka. Jednym z nich jest Polski Kościół Rzymskokatolicki pw. NMP Matki Kościoła na Windsor Road na Ealingu – www.parafiaealing.co.uk. W niedzielę jest w nim odprawianych aż osiem Mszy św. Przy kościele działa kawiarnia, w której m.in. w co drugi czwartek odbywają się Spotkania młodych dorosłych (godz. 20.15). Ponadto w parafii odbywają się lekcje religii dla dzieci, Kursy przedmałżeńskie, Herbatka dla seniorów, próby 4-głosowego chóru „SCHOLA CANTORUM” (poniedziałki, godz. 20.30 – 22.00 w kawiarni), spotkania „Londyńskiego Klubu FRONDY oraz wiele innych imprez. Dla zainteresowanych podaję nr tel. Kancelarii parafialnej – 020 8567 1746, pon i śr: 10.30 – 12.30, czw i pt: 17.00 – 19.00.

Pakuję więc cały zestaw prasy polonijnej, wystawionej przed polskim sklepem, do mojej walizki i na Ealing Brodway, niedaleko polskiego kościoła, wsiadam do czerwonego, piętrowego autobusu. Za kierownicą siedzi młody, brodaty hindus w zielonym turbanie na głowie. Wewnątrz pojazdu pełno kolorowo ubranych murzynów, arabów i arabek z chustami na głowach, hindusów. Biali to przeważnie nasi – polscy, ukraińscy, czescy słowianie. Przez różnojęzyczny gwar przebija angielski głos z automatu, który co kilka minut oznajmia, że zatrzymujemy się na kolejnym przystanku autobusowym.

Podobno ostatnio administracje lokalne pogubiły się w obliczeniach dotyczących ilości obcokrajowców zamieszkujących Wyspy. Rząd zarzucił władzom lokalnym, że nie radzą sobie ze ścisłym rozliczaniem się z wydatków poniesionych na zasiłki dla obcokrajowców i zapowiedział cięcia w budżecie. Ale Polacy są w rzeczy samej pracowici i raczej nie korzystają z zasiłków, a wręcz odwrotnie, uiszczając podatki wzbogacają skarb Zjednoczonego Królestwa.

Jadąc piętrowym autobusem, patrzę i widzę – osiem milionów londyńczyków mieszka w podobnych, jednopiętrowych domach, z tym, że mniej zamożni – w skromniejszych, bogatsi – w bardziej luksusowych.
Tylko królowa brytyjska mieszka w Pałacu Buckingham, będącym największym na świecie pałacem królewskim wciąż pełniącym swą pierwotną funkcję. Pałac jest otoczony trzema ogromnymi parkami, z których jeden – St. James Park, jest naprawdę przepiękny. Niektórzy „kolorowi” mieszkają w nielicznych wieżowcach. Są jeszcze supernowoczesne wieżowce o horrendalnie wysokich czynszach w City – centrum Londynu. Reszta, a więc niemal wszyscy, jak nakazuje demokracja, mieszka w jednopiętrowych domach, z małym ogródkiem z tyłu posesji. Ogródki – w sam raz na sobotniego grilla – upodobały sobie szare wiewiórki oraz zielone papugi. W te papugi nie wierzyłem, póki sam nie zobaczyłem w grudniu w Parku Richmond taką przefruwającą, zieloną parkę.

Tak więc przejeżdżam autobusem przez Ealing, dzielnicę typowo polską, z naszym kościołem, z licznymi naszymi sklepami, z chodnikami też pełnymi naszych i czuję się poniekąd swojsko, a po głowie chodzi mi niepoprawna w pewnym stopniu myśl – Londyn zdobyty przez naszych. A może, wręcz odwrotnie, to Londyn nas zdobył?
c.d.n.


czwartek, 15 grudnia 2011

Na Święta wielu z nas wraca do Polski

Znam Waldka, który w Berlinie pracował ponad pół roku dwanaście godzin przez siedem dni w tygodniu. Jak mówił z zapałem, musi zarobić, żeby założyć swoją własną firmę w Polsce. Tylko w niedzielę spędzał w pracy dziesięć godzin, więc gdy wracał do domu, miał w sam raz tyle czasu, by się przebrać i móc iść na Mszę świętą na dziewiętnastą. Mogłoby się wydawać - zupełnie według sentencji św. Benedykta z Nursji „Ora et Labora” - „Módl się i pracuj”. Jednak z tym małym, acz zasadniczym wyjątkiem, że życie nie redukuje się wyłącznie do długiej pracy i krótkiej modlitwy, z czego doskonale sobie zdawał sprawę św. Benedykt już piętnaście wieków temu, gdy formułował swoją regułę dla zakonników. Nie pragnął w niej narzucać niczego, co byłoby zbyt ostre lub surowe.

Niewielu z nas zdaje sobie sprawę, że praca, którą wykonujemy, jest kontynuacją stwórczego dzieła Boga, zgodnie z Jego wypowiedzią „Czyńcie sobie ziemię poddaną”. Każda praca fizyczna bądź umysłowa, czy dobrze opłacana czy za marne grosze, także praca matki opiekującej się dzieckiem lub prezesa zarządzającego bankiem – jest uczestnictwem w stwórzym dziele Boga. Nasza praca w jakiś sposób przekształca zastaną rzeczywistość, uzupełniając ją o nowe wartości.

Oczywiście nie każda praca jest przyjemna (chociaż komuś z zewnątrz może się taką wydawać), a raczej jest wręcz odwrotnie – niemal każda łączy się z wysiłkiem i wszelkiego rodzaju uciążliwościami. Można by powiedzieć – z mniejszym lub większym krzyżem. Tak więc nasza praca jest zarazem w jakiś tajemniczy sposób uczestniczeniem w zbawczym dziele Chrystusa. Przecież On zanim umarł na Krzyżu przez kilkanaście lat pracował jako rzemieślnik, będąc z zawodu stolarzem.

Internet jest niezłym miejscem do znalezienia odpowiedniej dla siebie pracy. Jeżeli ktoś lubi przygodę i chciałby, na przykład dla zdobycia nowego doświadczenia, podjąć się pracy w takich egzotycznych krajach jak Japonia, Hong Kong, Korea Południowa, Tajwan, Nigeria, Argentyna, Columbia, Wenezuela, Kazachstan lub – bliżej – Czechy, Dania czy Szwajcaria, to polecam poszukać na portalu z międzynarodowymi ofertami pracy www.jooble.org.

W trakcie wykonywanej pracy nie tylko doskonalimy się zawodowo, ale także nawiązujemy nowe kontakty interpersonalne – często poznajemy interesujących ludzi, nowe środowisko kulturowe. Nowe doświadczenia zdobyte podczas pracy za granicą po powrocie do Polski będą procentować w naszym kraju, bo – pomimo wszystko – uważam, że po dorobieniu się „na saksach” powinniśmy jednak wracać.

Śnieg i bałwanki


Śnieg, sanie i bałwanki są tylko na ilustracjach lub w górach. Tymczasem mamy piękną, ciepłą i słoneczną zimę.

Noc wigilijna

Dorośli opowiadają małym dzieciom, że w noc wigilijną zwierzęta mówią ludzkim głosem. Między innymi Horacy Safrin pisał o tym w wierszu „Baśń wigilijna o ludzkiej mowie” (W arce Noego). Oto ona:
W cichą noc wigilijną, w rodzimej stajence
zagadały po ludzku jęzory zwierzęce.

Za czym koń tak się ozwał: ”Chcecie czy nie chcecie
sam człowiek, pan stworzenia, jeździ na mym grzbiecie.
Mam wędzidło srebrzyste i grzywę trefioną
i jestem najważniejszą w tym gronie personą”.

Na to odezwała się ludzkim głosem krowa, przygadując koniowi tymi słowy:

„Ja, koniu, z własnej woli, bez uzdy i bata,
żywię matki karmiące, starców i maleństwa.
Śmietanka, mówią ludzie, to kwiat społeczeństwa!”

Do sprzeczki włączył się baran i nuże się przechwalać:

„Człowiek miałby psie życie bez mego kożucha!”

i dodaje:”pomnijcie, kochani,
iż cenionym przysmakiem jest udziec barani...”

Sytuacja staje się jeszcze bardziej gorąca, kiedy do rozmowy wtrąca się kolejne zwierzę:

„Veto, dumne bydlęta – z sąsiedniej obory
dobiegł sopran ochrypły dorodnej maciory. –
Nie myślcie, żem ostatnia z waszego zespołu!
Jam jest świnia, ozdoba świątecznego stołu.
A w czas świąt w ryju dzierżę wawrzyn poetycki,
którym ongiś skroń wieńczył sam Klemens Janicki.

I – jak dalej pisze autor:

Tak od słowa do słowa, od pyska do pyska,
spór wybuchł. Jęły padać obelgi, wyzwiska...
Dopiero gdy ciemności świt rozproszył biały,
baran znowu zabeczał, krowy znów ryczały,
wtórowało im rżenie wierzchowego konia...

I poeta kończy optymistycznie – W stajni zapanowała zgoda i harmonia.

Ks. Jan Twardowski opisuje, jak to jeden z chłopców chciał koniecznie usłyszeć, co mówi jego pies. Położył się po Wigilii do łóżka, ale wszystko robił, żeby nie zasnąć. Wreszcie doczekał się północy, pobiegł do psa, żeby go usłyszeć. Pies naprawdę zaczął mówić ludzkim głosem: – Ty łajdaku – powiedział – dlaczego mnie ciągniesz czasami za ogon i nie zmieniasz w misce wody regularnie?!
(Noc Szczęśliwego Rozwiązania – „O mowie zwierząt”)

W innym miejscu – („Jedynie miłość ocaleje” ) – ks. Jan Twardowski pisze, iż jego znajomemu w noc wigilijną rzeczywiście przyśniły się zwierzęta, ale był bardzo zdziwiony, ponieważ... mówiły o nim dobrze. Nie plotkowały, że w nocy chrapie, ale chwaliły go, że nie kłóci się z listonoszem, że podał teściowej kawałek indyka. Nie żartowały, że wstał lewą nogą z łóżka, ale z troską myślały o jego prawej nodze. I ksiądz Twardowski konkluduje – Od zwierząt możemy się wiele nauczyć.

Na zakończenie przytoczę jeszcze raz słowa ks. Jana Twardowskiego, które napisał w rozważaniu o zwierzętach. Stwierdza on, iż „zwierzę” po łacinie zwie się animal, co znaczy „istota żywa, mająca duszę”. Zauważa, że łacina dostrzega w zwierzęciu istnienie duszy.



Zastanawiając się nad etymologią wyrazu pisze, iż polskie słowo zwierzę jest niesłychanie dostojne. Pochodzi od czasownika „zawierzyć komuś”. A więc zwierzę jest godne zaufania. Patrzymy na zwierzęta z góry i uważamy się za lepszych od nich. I ksiądz kończy rozważania – A przecież nie każdego człowieka można nazwać „zwierzęciem” w tym sensie, że można mu zawierzyć.

O takich to niecodziennych sprawach przyszło mi rozmyślać i pisać w czasie adwentowego oczekiwania na wigilijny wieczór.

środa, 14 grudnia 2011

CO TO JEST SZKAPLERZ I "PRZYWILEJ SOBOTNI" ?

O SZKAPLERZU KARMELITAŃSKIM

Szkaplerz karmelitański jest maryjny i wiąże się z nim obietnica samej Najświętszej Maryi Panny, iż ci, którzy go będą nosić z pobożnością i prowadzic życie prawdziwie chrześcijańskie, doznają szczególnej opieki za życia na ziemi, zaś po swej śmierci zostaną rychło wybawieni z czyśćca. Podanie głosi, że bierze początek od św. Szymona Stocka (Szkota), który był przełożonym generalnym zakonu karmelitów w latach 1245 -1265.

Na górze Karmel w ósmym wieku przed Chrystusem prorok Eliasz bronił wiary w prawdziwego Boga. W dwunastym wieku po Chrystusie rycerz krzyżowy Bertold z Kalabrii zamieszkał tam z towarzyszami w grotach skalnych, prowadząc życie pustelnicze jak niegdyś Eliasz ze swoimi uczniami. Bracia zbudowali mały kościół poświęcony Matce Bożej, gdzie gromadzili się na wspólne modlitwy i nabożeństwa. Tak powstał nowy zakon karmelitów.

Kiedy Turcy w roku 1291 zajęli Akkon, ostatnią twierdzę krzyżowców w Ziemi Świętej, chrześcijanie zostali w całości wyparci z Palestyny. Wtedy to karmelici musieli opuścić Górę Karmel i podążyć do Europy. Długoletnie rządy św. Szymona Stocka okazały się błogosławione dla zakonu. Albowiem karmelici, którzy dotąd mieli tylko jeden klasztor na Górze Kar­mel, rychło rozszerzyli się po całej Europie, od Cypru aż po Anglię. Sprzyjał temu fakt, że św. Szymon Stock zmienił reguły zakonu, przystosowując je do wymogów jemu współcze­snych. Przede wszystkim chociaż był to zakon pustelniczy, nadał mu charakter apostolski. Nadto zakładał klasztory nie na pustkowiach, ale w miastach.

Jednak najbardziej do spopularyzowania zakonu karmelitów przy­czynił się właśnie szkaplerz karmelitański. Według podania miała go wrę­czyć św. Szymonowi sama Matka Boża 16 lipca 1251 roku w Cambridge i przyrzec, że kto będzie nosił szatę Jej dzieci duchowych, temu zapewnia szczególną pomoc i opiekę za życia, a przede wszystkim po śmierci: nie umrze bez łaski Bożej ten, kto szkaplerz ów będzie wiernie nosił. Liczni papieże wypowiedzieli się z pochwałami o tej formie czci Maryi i uposaży­li to nabożeństwo licznymi odpustami.

„SOBOTNI PRZYWILEJ”

Do nadania większego rozgłosu szkaplerzowi karmelitańskiemu przyczyniło się przekonanie, że należących do bractwa szkaplerznego Maryja wybawi z pło­mieni czyśćca w pierwszą sobotę po ich śmierci. Tę wiarę po części po­twierdzili sami papieże swoim najwyższym autorytetem namiestników Chrystu­sa: „Jest pobożnym przekonaniem wiernych, że Matka Boża wiernych swoich czcicieli, którzy będą nosić jej szkaplerz, jak najszybciej wybawi z płomieni czyśćcowych”. Takie orzeczenie wydał jako pierwszy papież Paweł V w 1609 roku, natomiast Benedykt XIV je powtórzył (+1758). Podobnie wypowiedział się papież Pius XII w Liście do przełożonych Karmelu z okazji 700-lecia szkaplerza.
Jakkolwiek wypada stwierdzić, że nie ma ani jednego aktu urzędo­wego Stolicy Apostolskiej, który by oficjalnie „przywilej sobotni” aprobował, sam jednak fakt, że tak wiele razy papieże w swoich wypowie­dziach zdają się pochwalać tę wiarę, wskazywałby na cichą aprobatę.

Dawniej „przywilej sobotni” mógł wydawać się szokujący. W dzisiejszych czasach, kiedy weszła w praktykę Komunia święta w dziewięć pierwszych piątków miesiąca dla wyproszenia sobie łaski, by nie umrzeć w stanie grzechu i Ko­ściół tę praktykę aprobuje, „przywilej sobotni” wydaje się darem mniej­szym niż związany z praktyką pierwszych piątków miesiąca, zapewniający wiernym zbawienie wieczne. Przywilej sobotni pośrednio zawiera w sobie obietnicę zbawienia.

Znak szkaplerza jest wskazany do przyjęcia dla każdego wiernego, zabiegającego usilnie o własne zbawienie. Zawiera jednak pewne określone warunki i zo­bowiązania: noszenie stałe szkaplerza (medalika szkaplerznego), zachowa­nie czystości według stanu i odmawianie codzienne określonej przez kapła­na modlitwy. Z całą pewnością szkaplerz mobilizuje i umacnia naszą wiarę, a zarazem przy­czynia się do powiększenia czci Najświętszej Maryi Panny.

wtorek, 13 grudnia 2011

W tym roku minęło 150 lat L'Osservatore Ro­mano

W mijającym roku miała miejsce znamienna – przynajmniej dla mnie i wielu katolików z całego świata – rocznica 150-lecia watykań­skiego dziennika L'Osservatore Romano. Mam właśnie przed sobą nieco stare, bo sierpniowe jeszcze wydanie, w którym jest opisana historia tej gazety liczącej sobie półtora stulecia oraz zamieszczona rela­cja z wizyty papieża Benedykta XVI w jej rzymskiej redakcji.

Włoski dziennik jest nazywany „gazetą papieża”, ponieważ od półtora wieku rozpo­wszechnia Magisterium papieży i jest jednym z istotniejszych narzę­dzi służących Stolicy Apostolskiej i Kościołowi.

L'Osserrvatore Romano został założony z inicjatywy osób prywatnych przy po­parciu władz państwa papieskiego. Ten początkowo dziennik wieczorny określił się jako polityczno–religijny, a za cel postawił sobie obronę zasady sprawiedliwo­ści. Kilkanaście lat później Stolica Apostolska wykupiła pismo.

W drugiej poło­wie XX w. dziennik zaczął rozchodzić się po całym świecie dzięki wydaniom periodycznym w różnych językach, drukowanym już nie tylko w Watykanie.
W chwili obecnej ukazuje się osiem wersji językowych, w tym od 2008 r. wersja w języ­ku malajalam, wychodząca w Indiach, pierwsza drukowana alfabetem niełaciń­skim. Od tego samego roku, w okresie trudnym dla tradycyjnych mediów, dystry­bucja jest wspomagana przez połączenie z innymi gazetami w Hiszpanii, we Wło­szech, w Portugalii, a teraz L'Osservatore Romano jest obecny w Internecie.

Wydanie polskie L'Osservatore Romano ukazuje się w formie miesięcznika, jego rozprowadzaniem w Polsce zajmują się xx. Pallotyni. Oprócz włoskiego dziennika L'Osser­rvatore Romano ukazuje się jako:
Tygodnik w języku francuskim (1949)
Tygodnik w języku włoskim (1950)
Tygodnik w języku angielskim (1968)
Wydanie tygodniowe w Hiszpanii (1969)
Wydanie tygodniowe w Portugalii (1970)
Tygodnik w języku niemieckim (1971)
Wydanie miesięczne w języku polskim (1980)

L'Osservatore Romano, ten niewątpliwie niezwykły ze względu na swoje niepowtarzalne cechy dziennik, w ciągu półtora wieku rzetelnie przekazywał najważniejsze wypowiedzi papieży, relacjonował dwa sobory watykańskie, które odbywały się pod koniec XIX i w drugiej połowie XX wieku oraz informował o licznych zgroma­dzeniach synodalnych. Nigdy nie omieszkał ukazywać również obecności, działalości i sytuacji wspólnot katolickich w świecie, żyjących niekiedy w okolicznościach dramatycznych. Gazeta poświęca uwagę chrześci­jańskiemu Wschodowi, zaangażowaniu ekumenicznemu różnych Kościołów i Wspólnot kościelnych, dążeniu do przyjaźni i współpracy z judaizmem oraz z inymi religiami, debacie i spotkaniu kultur, zagadnieniom bioetycznym itp.

W dzisiejszych czasach, w których często brakuje punktów odniesienia, a Bóg usuwany jest poza horyzont wielu społeczeństw, także o dawnej tradycji chrześci­jańskiej, pismo Stolicy Apostolskiej jawi się jako gazeta opiniotwórcza, jako organ, który wychowuje, a nie tylko informuje.

W przemówieniu, jakie Ojciec Świety Benedykt XVI wygłosił w redakcji gazety z okazji jej 150-lecia, między innymi powiedział: „Redakcja L'Osservatore Ro­mano to wielkie obserwatorium, z którego patrzy się na to, co dzieje się na świe­cie, żeby o tym informować. Wydaje mi się, że z tego obserwatorium widać za­równo rzeczy dalekie, jak i bliskie; dla mnie jest to jeden z wielkich atutów L'Osservatore Romano, który przynosi rzeczywiście informacje w skali uniwer­salnej, rzeczywiście widzi cały świat, a nie tylko jego część.(...) Jest w tym coś
z połączenia Urbs et Orbis, które cechuje katolickość: naprawdę należy widzieć świat, a nie tylko samych siebie.”

czwartek, 8 grudnia 2011

COCA COLA GÓRĄ

Na zakończenie starego roku w środkach masowego przekazu redaktorzy różnych działów robią spisy najważniejszych wydarzeń roku. Wyliczają, ja­kie powstały nowe trendy, kto przesunął się do przodu na topliście, kto na czym zyskał a kto stra­cił? Czasem analizy są poważne, a czasem z przy­mrużeniem oka. Ja proponuję zestaw sondaży, w których nasze społeczeństwo wypowiadało się na poważne – i mniej poważne – tematy. Wszystkie ankiety przeprowadzono w drugiej połowie mijającego roku.

Pierwsze pytanie brzmiało – Co najlepszego, według Ciebie, zaoferowała Pol­ska światu?
Było 2203 głosujących i odpowiedzieli oni następująco:

wolę wiecznej walki -  21%

odwagę historyczną -  42%

wspaniałe miasta -  14%

dumę narodową -  23%

Pytanie w kolejnym sondażu brzmiało – Jeśli musiałbyś wybrać, to z jakiej rzeczy Europa mogłaby być dumna? Oto jak kształtowały się odpowie­dzi 915 głosujących:

Jej wartości kulturalne -  40%

Jej rozwoju technologicznego -  12%

Swojej historii -  32%

Innowacji -  2%

Modelu Unii Europejskiej -  14%

Na kolejne pytanie – Jak szybko zazwyczaj odpowiadasz na smsy, email lub wiadomości otrzymane na facebooku? – odpowiedziało 1034 głosu­jących
w następujący sposób:

Natychmiast -  46%

Po jednej lub dwóch godzinach -  19%

Po ponad dwóch godzinach, ale tego samego dnia -  14%

Może to potrwać o wiele dłużej niż jeden dzień -  21%




Powoli przechodzimy do kwestii lżejszego kalibru. I tak na pytanie – Jaka była Twoja ulubiona zabawa w dzieciństwie? – odpowiedziało aż 2179 głosujących, przy czym aż 39 procent respondentów najbardziej w dzieciń­stwie lubiło bawić się w chowanego.

Zabawy z piłką -  30%

Zabawa w chowanego -  39%

Zabawa w klasy -  13%

Wyliczanki -  1%

Gra w butelkę -  3%

Prawda czy wyzwanie -  2%

Inna -  12%

I wreszcie ostatni sondaż, który wreszcie rozstrzygnął nurtującą wielu zagadkę – Co lubisz pić bardziej? Coca Colę czy Pepsi? Oto wyniki:

Coca Cola -  60%

Pepsi -  40%

Na 797 biorących udział w ankiecie Polaków aż 480 zagłosowało na Coca Colę. Sprawa więc została ostatecznie przesądzona. Przynajmniej do końca tego, 2011 roku, bo wraz z Nowym Rokiem od początku ruszy cała ta ogromna machina sondaży, analizujących, co komu w duszy gra?
Sondaże – takie i podobne – przeprowadza międzynarodowa agencja Ipsos, za którą cytuję powyższe dane.



W Polsce od pewnego czasu działa bardzo wiele przeróżnych agencji badających opinię społeczną. Czasem te­lefonuje osoba za­trudniona w tego rodzaju agencji lub przeprowadza son­daż na ulicy czy w sklepie. Jeżeli dysponujemy odrobiną czasu, nie odkładajmy słuchawki telefonu lub nie odsykuj­my opryskliwie ankieterowi. Pamiętaj­my, że to jego uciążliwa praca, często marnie opłacana przez angażującą go firmę; w ten sposób ankieterzy zarabiają na życie. Chociaż możemy być dogłębnie przekonani, że tego typu son­daże niczemu istotnemu nie służą, to jednak zatrzymajmy się na chwilę, udzielając odpowiedzi na zazwyczaj kilkanaście prostych pytań. Przypomnę, że w ten sposób czasem możemy kształtować opinię publiczną w jakiejś ważnej dziedzinie zgodnie z wiarą i moralnością katolicką. Potraktujmy nasze uczestnic­two w sondażu jak dobry uczynek, a tych nigdy za dużo. Zawsze zresztą, kiedy czujemy, że stawiane nam przez ankietera pytania przekra­czają granicę naszej intymności oraz wytrzymałości, możemy odmówić udzielenia dalszych odpowiedzi.

wtorek, 29 listopada 2011

Prawosławne Boże Narodzenie – nieco ekumenizmu

Kiedy w tym roku w sobotę zasiądziemy do wigilijnego stołu, dla wiernych obrządku prawosławne­go będzie to zwyczajny powszedni wieczór. Boże Narodzenie dla mieszkańców należących do Ko­ścioła Prawosławego rozpocznie się dopiero 6 stycznia, ponieważ cerkiew wciąż używa kalendarza juliańskiego, który względem naszego gregoriańskiego jest opóźniony o trzynaście dni. To jest przyczyną, iż prawosławne Boże Narodzenie nastaje dopiero sześć dni po Nowym Roku.

Boże Narodzenie w prawosławiu było pierwotnie połączone z wielu obrzędami i zwyczajami ludowy­mi, kiedy to wszyscy radowali się i śpiewali kolędy po wsiach i na ulicach miast. Święta te miały na Ukrainie i w Rosji długą historię, sięgającą aż do X. wieku. Po wydaniu przez radzieckich komu­nistów w 1918 roku zakazu obchodzenia świąt Bożego Narodzenia, wszystkie zwyczaje ludowe poszły w zapomnienie. W obecnych czasach do państw położonych na wschód od naszej granicy znów powraca Boże Narodzenie i społeczeństwo ponownie odkrywa całe związane z nim bogactwo znaczeń i symboliki oraz radość świętowania.

Przygotowania do świąt w tradycji wschodniej rozpoczynają się 28 listopada postem, który trwa aż do 6 stycznia – a więc całych 40 dni. Liczba 40 jest symbolem 40 dni, przez które padał deszcz po­topu i 40 lat błąkania się Izraelitów na pustyni. Zaczynając od 2 stycznia post zaostrza się, tak że w Wigilię Bożego Narodzenia post jest najbardziej ścisły. Zgodnie z tradycją w wigilię człowiek miałby się wyrzec nie tylko spożywania posiłku, ale także wszystkich grzesznych namiętności i wszystkiego, co oddala od Boga.

Dopiero po wzejściu na niebie pierwszej gwiazdy wszyscy domownicy mogą zasiąść do świątecznego stołu, który jest ozdobiony sianem lub słomą. Zapalane są świece przed ikonami, odmawia się modlitwę a następnie wszyscy łamią się prosforą, odpowiednikiem opłatków w tradycji katolickiej. Jako cie­kawostkę podam, iż wcześniej rolę dzielenia się prosforą spełniała kutia. Według tradycji na stole powinno się pojawić 12 postnych dań, wśród których nie może brakować wspomnianej kutii oraz „wzwaru” – kompotu z suszonych owoców. Pokarmy te posiadają w prawosławnej tradycji swe znaczenie symboliczne – kutię od dawien dawna jadano na stypach, wzwar na chrzcinach. Spoży­wając te pokarmy, przypominamy sobie narodziny i śmierć Chrystusa. Zgodnie z tradycją, na wigi­lijnym stole powinny znaleźć się także chleb - symbol pożywienia, czosnek - symbol zdrowia, sól - symbol obfitości, miód - symbol słodyczy (powodzenia). Dalej – pierogi, tak zwane „vareniki”, kapusta duszona, grzyby marynowane, owoce i sałatki no i, na pierwszym miejscu, przyprawione na wiele sposobów ryby. Ulubionym deserem w Rosji jest piernik miodowy. W kolejnych dniach świąt serwowane są, zgodnie z tradycją – kaczka, gęś z jabłkami, pieczeń wie­przowa z chrzanem oraz indyk z jabłkami i kaszą gryczaną. Na stole nie brakuje, oczywiście, także kiszonych ogórków, jarzyn, no i (niestety) wódki.

Prawosławni mają kilka nazw na określenie Wigilii. Mówią na nią m.in. nawieczerie lub soczelnik. Druga nazwa: soczelnik pochodzi od "socziwa", czyli gotowanej pszenicy, ryżu lub soczewicy, zmieszanych z makiem, orzechami, miodem i sokiem. Sok to po ros. socziwo – stąd nazwa pokar­mu.

O pólnocy z 6 na 7 stycznia odprawia się we wszystkich świątyniach prawosławnych uroczystą Mszę św., która dawniej trwała aż do godzin porannych, czasem do godziny piątej rano. W
ostatnich latach coraz więcej ludzi przychodzi, by uczestniczyć w nabożeństwie i wysłuchać przepięknych pieśni. Całonocne czuwanie („wsienoszcznoje bdienije”), połączone z adoracją ikony Narodzenia Pańskiego, jest odpowiednikiem katolickiej pasterki.

Prawosławni świętują trzy dni, w czasie których w cerkwiach odprawiane są uroczyste nabożeń­stwa. Pierwszego dnia wspominane jest narodzenie Chrystusa, drugiego - życie Matki Boskiej, a trzeciego - św. Szczepana. W świątyniach wystawiana jest wyjątkowa ikona przedstawiająca naro­dzenie Chrystusa. W tradycji wschodniej kultywowane jest również wspólne kolędowanie oraz obdarowywanie się prezentami, które przynosi ważny w prawosławiu święty Mikołaj. Trzydniowe święta symbolizują udział całej Trójcy Świętej w dziele zbawienia ludzi. Cały okres świąteczny trwa 11 dni, w którym to okresie wierni prawosławni pozdrawiają się słowami: „Christos rożdajet­sia – sławitie jeho” (Chrystus się rodzi – wychwalajcie Go).

Również drzewko wigilijne, aczkolwiek o rodowodzie pogańskim, jest symbolem Bożego Narodze­nia. W każdej rodzinie stoi ozdobiona i oświetlona choinka bożonarodzeniowa – „jolka”, przedsta­wiająca drzewo życia, które do nas powróciło z Raju wraz z narodzinami Chrystusa. Świeczki na choince są symbolem światła duchowego, natomiast jabłka, suszone owoce i orzechy są znakiem wiecznego królestwa hojności.

Po zlikwidowaniu przez radzieckich komunistów świąt religijnych w 1918 roku większość zwycza­jów bożonarodzeniowych, jak strojenie choinki, śpiewanie kolęd i obdarowywanie się prezentami przeszło na obchody Nowego Roku w dniu 1 stycznia, zgodnie z naszym kalendarzem gregoriań­skim. Obecnie wciąz jeszcze większość Rosjan obchodzi Nowy Rok z jolką i prezentami od Dziad­ka Mroza. Dzień Nowego Roku do dzisiaj jest najpopularniejszy i liczni uważają go za dzień świąt Bożego Narodzenia. Dziadek Mróz z workiem prezentów i laską uśmiecha się z witryn luksuso­wych sklepów do przechodniów rosyjskich miast. Dziadek Mróz tradycyjnie przybywa na saniach z odległej Czukotki, towarzyszą mu Śnieżynki w białym futerku z gronostajów. To wschodni brat Santa Clausa.

W Rosji uroczystości noworoczne rozpoczynają się 31 grudnia. Domy zostają uroczyście udekoro­wane, nie może brakować drzewka – wspomnianej już jolki, przy której wszyscy domownicy spoty­kają się wieczorem, obdarowują się prezentami i tańczą. Dzieci obdarza Dziadek Mróz w towarzy­stwie Śnieżynek. O północy wszyscy wychodzą na ulice, by powitać Nowy Rok.

Doskonałą okazją do zabawy jest również początek Nowego Roku według starego kalendarza ju­liańskiego, który przypada na dzień 14 stycznia. Mieszkania i restauracje wówczas ozdabia się ko­lorowo i urządza się zabawy, jak u nas w Polsce w wieczór sylwestrowy.

Coraz więcej sąsiadów za naszą wschodnią granicą obchodzi Świeta Bożego Narodzenie zarówno według prawosławnej, jak i katolickiej tradycji, a więc 25 grudnia i 7 stycznia. Dzień 1 stycznia jest obcho­dzony jako Nowy Rok oraz święto związane z prawosławnym Bożym Narodzeniem, 7 stycznia jest prawosławnym Bożym Narodzeniem, a do tego dochodzi prawosławny Nowy Rok dnia 14 stycz­nia. Powodów więc do zabawy i radości nie brakuje.

piątek, 25 listopada 2011

Kobieta w islamie

O trudnym dialogu międzyreligijnym

Pan Bóg stwarzając człowieka na swoje podobieństwo, na przestrzeni ewolucji "ulepił" go jako kobietę i mężczyznę, niczym dwie połowy, które powinny się wzajemnie dopełniać. Wynikająca z tego równa godność kobiety i mężczyzny jest dla nas czymś oczywistym, jednak w innych kręgach kulturowych prawda ta wcale taka oczywista już nie jest.

Islam był początkowo religią ludów arabskich: celem religii i nauczania proroka Mahometa było połączenie wszystkich ludów arabskich w jedną rodzinę (arab.mulim ajadani) – wiara ta z czasem rozszerzyła się na cały świat. Islam ma wspólne korzenie z chrześcijaństwem i judaizmem; będący monoteistami muzułmanie wyznają, że wersety Koranu zostały objawione Mahometowi przez Archanioła Gabriela. Istotą islamu jest pięć zasad wyznawanych przez muzułmanina - są to:

– wyznanie wiary w jedynego Boga - Allaha,
– pięciokrotna modlitwa w czasie doby,
– post w miesiącu ramadan,
– jałmużna dla ubogich oraz
– pielgrzymka do Mekki.

Jako datę powstania ery muzułmańskiej uznaje się 622 rok ery chrześcijańskiej - kiedy to miała miejsce ucieczka Mahometa z Mekki do Medyny. Został zmuszony do ucieczki przez przeciwników po tym, jak ogłosił prawdy nowej religii, które – jak twierdził – zostały mu objawione podczas modlitwy kontemplacyjnej.

W islamie religia i prawo państwowe są ze sobą ściśle powiązane; z tego względu w większości państw islamskich nie są brane pod uwagę postanowienia Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka dotyczące wolności (istnieje zakaz krytykowania religii) oraz wolności sumienia. Państwa islamskie przyjęły w roku 1990 Kairską Deklarację Praw Człowieka, która interpretuje prawa człowieka w kontekście islamu, pomijając zagadnienia zmiany wyznania bądź odrzucenia islamu. Wyjątek stanowi Turcja, gdzie w latach dwudziestych ubiegłego wieku zbudowano państwo laickie oraz te państwa, w których obowiązywały w XX wieku poglądy marksistowskie ( Kirgizja, Kazachstan, Albania itp).

Społeczeństwo oparte na zasadach Koranu cechuje podział na role społeczne, gdzie mężczyźnie przypisuje się więcej obowiązków ekonomicznych związanych z pracą zarobkową, natomiast kobiecie bardziej te związane z wychowywaniem dzieci i opieką nad nimi. Pozycja społeczna kobiety w krajach arabskich jest nadal niska, kobieta ma mniej praw niż mężczyzna. Jeżeli go na to stać, mężczyzna może mieć do 4 żon (musi im zapewnić dobre warunki życia), może on poślubić Żydówkę lub chrześcijankę, natomiast muzułmanka nie może wyjść za innowiercę. Za popełnienie cudzołóstwa kobieta może zostać skazana na śmierć, nie może również pokazywać publicznie swego ciała, w związku z czym musi zakrywać twarz tradycyjną burką. W niektórych ortodoksyjnych krajach muzułmańskich kobiety żyją zamknięte w domach i rzadko mogą wychodzić. Wtedy zakupy robią przeważnie mężczyźni. Istnieją państwa, w których często kobieta nie może sama, bez towarzystwa mężczyzny, wejść do restauracji czy kawiarni.

Cywilizacja islamu odrzuca ideowe rozwiązania polityczne oraz kulturowe proponowane przez Zachód. Muzułmanie nawołują do powrotu do korzeni islamskich, odbierając chrześcijański Zachód oraz jego kulturę jako materialistyczną, zdemoralizowaną, brutalną i arogancką. Z drugiej strony potęga Zachodu budzi w nich lęk. Wciąż prawdopodobne wydają się stwierdzenie o wybuchu konfliktów o podłożu etnicznym w Europie, szczególnie we Francji i Wielkiej Brytanii, gdzie mniejszości muzułmańskich jest najwięcej.

Fundamentalizm islamski jest zagrożeniem dla świata zachodniego, gdyż odwołuje się on do zasady usprawiedliwionej przemocy w stosunku do przeciwników ideowych. W Europie fundamentalizm islamski najczęściej kojarzony jest z terroryzmem, jednak nie są to tożsame pojęcia, gdyż na szczęście nie każdy fundamentalista jest zwolennikiem terroryzmu.

Z drugiej strony wielu muzułmanów arabskich podziwia ludzi zachodu, ich wysoki poziom życia, dbałość o zdrowie i sprawne funkcjonowanie państwa, nie rozumiejąc zarazem naszego stosunku do kobiet. Wielu z nich emigruje na Zachód w poszukiwaniu pracy, dogodniejszych warunków życia, wykształcenia dla swoich dzieci i bezpieczeństwa socjalnego. Z zasady szybko adaptują się w nowych warunkach, uczą się języka, zdobywają lepsze wykształcenie, dobre stanowiska pracy, wchodzą w nowe więzi społeczne. Są jednak tacy, którzy pomimo zmiany miejsca zamieszkania żyją tak, jakby nadal przebywali w swoim domu rodzinnym. Zdarza się, że Muzułmanie żyjący za granicą pogardliwie podchodzą do zachodniego systemu wartości i nadal mają negatywny stosunek do kobiet. W Wielkiej Brytanii nikogo nie dziwi obraz muzułmanki idącej na zakupy w kosztownej kreacji, z drogą torebką i smartfonem w ręce, która jednak musi pozostawać kilka kroków w tyle za mężem.

Według ankiety przeprowadzonej w 2007 roku przez międzynarodową agencję badania opinii społecznej Globe Scan (28 389 respondentów z 27 krajów), główne źródła napięć między Islamem a Zachodem to konflikty dotyczące wpływów politycznych i interesów gospodarczych (uważa tak 52%). Na pytanie, czy w stosunkach między kulturą zachodnią i islamem możliwe jest znalezienie porozumienia, czy też nieunikniony jest konflikt z użyciem przemocy, około 56% ankietowanych jest zdania, że można znaleźć wspólną płaszczyznę między dwoma kulturami, natomiast 28% uważa, że konflikt z użyciem przemocy jest nieunikniony.

Niska ranga kobiet w krajach muzułmańskich jest jedną z przyczyn konfliktu, rozwijającego się od dawna pomiędzy chrześcijaństwem a islamem. Wypada mieć nadzieję, że pogłębiający się dialog międzyreligijny i kulturowy, wspierany modlitwą wiernych, przyczyni się do pełniejszej promocji kobiet i ich praw w islamie , a w konsekwencji do bardziej pokojowego współżycia wyznawców tych dwóch najliczniejszych na świecie religii.
opracowała Anna Michaela

poniedziałek, 21 listopada 2011

Jesienna końcówka Roku Czesława Miłosza

Poznańscy dominikanie uczcili Rok Miłosza

W miesiącu, w którym w sposób szczególny pamiętamy o tych, którzy już odeszli, za spokój duszy Czesława Miłosza modlono się 15 listopada w domini­kańskim kościele Matki Bożej Różańcowej w Poznaniu. Mszę świętą w intencji poety odprawiono z racji obchodzonego Roku Czesława Miło­sza, związanego z setną rocznicą urodzin noblisty.

Urodzony w Szetejniach, w sercu litewskiego matecznika, wygnany stamtąd przez tragiczne wydarzenia XX wieku, mieszkał kolejno w Warszawie, Krakowie, Paryżu, Stanach Zjednoczonych, by u kresu stulecia powrócić do Polski. Był nie tylko poetą, prozaikiem, tłumaczem, czytanym na całym świecie eseistą, ale także niezwykle wnikliwym obserwatorem i świadkiem epoki.

„Módlmy się za świętej pamięci Czesława Miłosza o zbawienie wieczne dla niego, a także o to, ażeby dzieło, które po sobie zostawił, przynosiło dobre owoce” – prosił przeor poznańskich dominikanów o. Cyprian Klahs, który przewodniczył liturgii.
W homilii zakonnik przyrównał poetę do żyjącego w XIII wieku niemiec­kiego dominikanina, teologa i filozofa – św. Alberta Wielkiego, którego liturgiczne święto Kościół obchodzi 15 listopada. Za Arystotelesem ujmował byt jako złożenie formy i materii. Duszę traktowal jako niecielesną formę i poruszyciela ciała. Pan Bóg był dla niego Bytem doskonale prostym i wiecznym, który stworzył wszystkie byty ułożone hierarchicznie. Św. Albert Wielki, oprócz filozofii i teologii, interesował się również naukami przyrodniczymi, między innymi klasyfikacją roślin i zwierząt, kwestią ich rozmnażania, problemem zmienności gatunków. Dodam, że jego uczniem był św. Tomasz z Akwinu.

Mimo, że obaj żyli w odmiennych epokach, są rzeczy, które ich łączą” – mówił dominikanin o Miłoszu i św. Albercie Wielkim.
By udowodnić swoją tezę, o. Klahs zacytował słowa jednego z wierszy Miłosza: „Do tego zostałem powołany, do pochwalania rzeczy dlatego, że są”. „Albert też wszystko, co mógł napotkać na tym świecie stworzonym przez Pana Boga, starał się pojąć” – mówił zakonnik, nawiązując do bo­gatej spuścizny naukowej wybitnego doktora Kościoła.

W wygłoszonym po Mszy referacie badaczka twórczości Miłosza, prof. Bożena Chrząstowska z Uniwersytetu Adama Mickiewicza stwierdziła, że był on twórcą „pełnym sprzeczności: z jednej strony pełen zachwytu dla świata, z drugiej – rozpaczy”, który także „odważnie wyrażał swoją wiarę i zwątpienie”.
„Nie da się porządnie czytać Miłosza bez spojrzenia religijnego” – stwier­dziła Chrząstowska, dodając, że poeta piętnował „płaskie przeżywanie wiary i niewiary współczesnych ludzi”. Jej zdaniem, ten wymiar twórczo­ści polskiego noblisty może ułatwić czytelnikom „pojmowanie chrześcijań­skich fundamentów kultury”.

Miłosz i Ameryka

Od 24 października w Beinecke Rare Book and Manuscript Library na Uniwersytecie Yale można oglądać  największą w historii wystawę dokumentów z archiwum Czesława Miłosza, zatytułowaną "Exile as Destiny". Wystawie towarzyszyła dwudniowa konferencja "Miłosz and America", której tematem było amerykańskie dziedzictwo Miłosza i jego rola łącznika pomiędzy kulturą polską i amerykańską. 

W konferencji wzięli udział zarówno poeci, jak i znawcy twórczości Miłosza i uczeni z Polski i Stanów Zjednoczonych. W czasie konferencji odbyły się również specjalne pokazy dwóch dokumentów filmowych: "Przyśnił mi się sen powrotu" Andrzeja Miłosza i "Czarodziejska Góra: Amerykański Portret Czesława Miłosza" Marii Zmarz-Koczanowicz.

Konferencja została zorganizowana przez Beinecke Rare Book and Manuscript Library na uniwersytecie Yale, Wydział Języków i Literatur Słowiańskich uniwersytetu Yale, Instytut Książki oraz Instytut Kultury Polskiej w Nowym Jorku.

Audiobook Czesława Miłosza w Parlamencie Europejskim


9 listopada w Brukseli odbyła się promocja płyty z wierszami polskiego noblisty nagranych w dziesięciu językach. Okazją do przybliżenia sylwetki Czesław Miłosza stała się organizowana w Brukseli debata zatytułowana "The native realm, or searching for the Europe of Czesław Miłosz" z okazji setnej rocznicy urodzin poety. Jej współorganizatorami są Stałe Przedstawicielstwa Polski i Litwy przy Unii Europejskiej, a także eurodeputowany prof. Leonidas Donskis.

Podczas spotkania zorganizowanego w budynku Josef Antall w Parlamencie Europejskim odbyła się projekcja filmu "The Vilnius of Czesław Miłosz". W trakcie konferencji zainaugurowana została także wystawa "Powrót" przygotowana przez litewski Vytautas Magnus University.
Wszyscy goście otrzymali audiobooki z poezją Czesława Miłosza w różnych wersjach językowych. 
W audiobookach znajdują się wiersze noblisty czytane w dziesięciu językach przez gwiazdy światowego filmu i teatru, poetów i tłumaczy. Audiobooki wydane zostały we wspólnej oprawie graficznej, natomiast ich zawartość różni się w zależności od kraju. Projekt współrealizowany jest z Instytutami Polskimi w Brukseli, Londynie, Madrycie, Paryżu, Mińsku, Kijowie, Moskwie oraz Ambasadami RP w Tokio i Pekinie.
 
Czesław Miłosz jako patron literatury nowych mediów?

Kończąc, informacja o tym, iż Instytut Książki (narodowa instytucja kultury) oraz lewicująca, niestety, Fundacja "Korporacja Ha!art" zapraszają na cykl spotkań odbywających się w związku z projektem "Czesław Miłosz jako patron literatury nowych mediów?". Spotkania poświęcone miłoszowskim inspiracjom w twórczości Michaela Joyce'a towarzyszyć będą wydaniu eseju Joyce'a "popołudnie, pewna historia" w formie e-booka.

Harmonogram spotkań: 
Czytelnia Liberatury w Bydgoszczu (1.12.2011, godz. 18:00), wykłady - Piotr Marecki i Konrad Polak
Głośna Samotność w Poznaniu (3.12.2011, godz. 18:00), wykład - Mariusz Pisarski
Bunkier Sztuki w Krakowie (07.12.2011, godz. 18:30), wykład  - Mariusz Pisarski

Na zakończenie przytoczę jeden wspaniały wiersz naszego noblisty:

Piosenka o końcu świata

W dzień końca świata
Pszczoła krąży nad kwiatem nasturcji,
Rybak naprawia błyszczącą sieć.
Skaczą w morzu wesołe delfiny,
Młode wróble czepiają się rynny
I wąż ma złotą skórę, jak powinien mieć.
W dzień końca świata
Kobiety idą polem pod parasolkami,
Pijak zasypia na brzegu trawnika,
Nawołują na ulicy sprzedawcy warzywa
I łódka z żółtym żaglem do wyspy podpływa,
Dźwięk skrzypiec w powietrzu trwa
I noc gwiaździstą odmyka.
A którzy czekali błyskawic i gromów,
Są zawiedzeni.
A którzy czekali znaków i archanielskich trąb,
Nie wierzą, że staje się już.
Dopóki słońce i księżyc są w górze,
Dopóki trzmiel nawiedza różę,
Dopóki dzieci różowe się rodzą,
Nikt nie wierzy, że staje się już.
Tylko siwy staruszek, który byłby prorokiem,
Ale nie jest prorokiem, bo ma inne zajęcie,
Powiada przewiązując pomidory:
Innego końca świata nie będzie,
Innego końca świata nie będzie.

Chrześcijaństwo Euroatlantyckie

Rok Czesława Miłosza znacząco przyczynił się do popularyzacji jego twórczości u nas i na świecie. Pomimo wysuwanych czasami obiekcji Miłosz jest twórcą odwołującym się do wartości wypracowanych przez chrześcijaństwo, a dokładniej przez chrześcijańską cywilizację euroatlantycką. Medytując nad jego pięknymi i mądrymi utworami stajemy się bardziej Polakami, Europejczykami, domownikami cywilizacji transatlantyckiej.

poniedziałek, 14 listopada 2011

Dębowiec: Sesja o pieniądzach

Na stronie Zgromadzenia Księży Misjonarzy Saletynów znalazłem interesującą zapowiedź sesji, która koresponduje z tematyką aktualnego Światowego Tygodnia Przedsiębiorczości, o którym piszę poniżej. Jeżeli ktoś ma czas wolny w dniach 25-27 listopada (ostatni weekend miesiąca), może udać się do pięknego Dębowca - w pobliżu Jasła w województwie podkarpackim.

Chrześcijanin a pieniądze to temat sesji, która odbędzie się w dniach 25-27 listopada 2011 roku w Centrum Pojednania La Salette w Dębowcu. Jest ona skierowanana w głównej mierze do chrześcijańskich przedsiębiorców, pracodawców i wszystkich, pragnących w duchu ewangelicznym zarabiać, wydawać, oszczędzać, inwestować, obdarowywać i wychodzić z długów.

Ma ona charakter modlitewno-konferencjny. Piątek wieczór i niedziela poświęcone będą refleksji modlitewnej, wymianie doświadczeń, tworzeniu wspólnoty, natomiast w sobotę temat sesji będzie ujęty w formie wykładów i konferencji.

Wśród poruszonych zagadnień będą między innymi następujące tematy: Biblijne szafarstwo a Kościół; Jak tworzyć plan wydatków i budżet domowy? Jak uniknąć popadania w długi i jak z nich wyjść? Ofiarność i oszczędzanie; Uczciwość jako sposób życia; Praca – Boża i nasza perspektywa i odpowiedzialność.

Prowadzący:
- Artur Kalicki - członek Rady Krajowej Edukacji Finansowej CROWN w Polsce, animator Duszpasterstwa Przedsiębiorców i Pracodawców TALENT,
- ks. dr Zbigniew Pałys MS, dyrektor Centrum Pojednania La Salette w Dębowcu.

Rozpoczęcie kolacją w piątek o godz. 18.30, zakończenie obiadem w niedzielę o 13.00.


Zapisy i informacje:
Centrum Pojednania La Salette
38-220 Dębowiec 55
tel.: +48 13 441 31 90
e-mail: centrum@saletyni.pl

Link do Sesji o pieniądzach

Jeżeli chodzi o sam Dębowiec, to słynie on z Sanktuarium Matki Bożej Saletyńskiej, które odwiedzają pielgrzymi z Polski i zagranicy. Sanktuarium zlokalizowane jest na terenie starego podworskiego parku, w którym króluje ponad 500 letni dąb. Obok kościoła znajduje się Kalwaria zbudowana na wzór La Salette ze źródełkiem, którego woda, jak wierzą ludzie, ma cudowną moc.
Pięknie usytuowane szlaki turystyczne, rzeka, lasy obfite w grzyby, stawy rybne z pstrągami oraz świeże powietrze przyciągają tu spragnionych obcowania z naturą turystów.

W skład gminy Dębowiec wchodzi Folusz, z którym związana jest stara legenda.

"Dawno, dawno temu w czasach, kiedy naokoło Folusza nie było żadnego kościoła, diabły bardzo się radowały, ponieważ nie było słychać dzwonów kościelnych wzywających ludzi na mszę, a poza tym, gdy dzwony zaczynały dzwonić, to diabły dostawały ogromnych boleści w brzuchach i musiały uciekać z powrotem do piekła. W foluskich lasach lubiły przesiadywać rozmaite diabły, bardzo były głodne na ludzkie dusze i ciągle do grzechów kusiły, że jak tylko wieczór się zrobił, to strach było z domu wychodzić. Ludzie już mieli tego dosyć, postanowili więc wybudować kościół w pobliskim Cieklinie a na dzwonnicy postanowili umieścić dzwony z poświęcanego srebra. Chętnych do pracy nie brakowało, chłopi nawieźli pięknych kamieni z gór Folusza, naścinali drzewa, nawieźli piachu , wapna i kościół wnet wybudowali. Dzwony ogromne zamówili w Przemyślu, były tak ciężkie, że trzeba było je przywieźć ośmioma parami koni.

Stanął piękny kościół, zawieszono dzwony i czekano tylko na biskupa, żeby poświęcił i dzwonami kazał dzwonić. Diabły zaczęły się buntować, bo zauważyły, że źle z nimi, i poleciały do najstarszego, żeby coś poradził. Ten poskrobał się pazurami po łbie i tak wymyślił: niech ten,co najmocniejszy, bierze z gór wielki kamień, zaniesie go do Cieklina i na kościół niech ciśnie, to go rozwali i będzie spokój. Tylko postawił jeden warunek: musi to zrobić, zanim kogut o poranku zapieje, bo wtedy moc straci i kamienia nie doniesie. Tak też zrobiły diabły, wybrały najmocniejszego a ten wziął kamień, no i niesie.

Poci się i stęka, bo kamień bardzo ciężki a czas ucieka i musi się spieszyć przed pianiem koguta. A jak dolatywał koło Folusza z tym kamieniem, zauważył go pewien szewc, któremu kazano pilnować kościoła. Ten od razu zauważył, co się kręci i uznał że jest źle, że coś trzeba zrobić. Nagle wpadł na genialny pomysł. Wiedział, że diabeł straci moc, jeśli kogut zapieje, co sił w nogach pobiegł więc do kurnika, poszukał największego koguta - i jak nie dziabnie go szydłem w kuper! Kogut się obudził i od razu zapiał jak głupi a diabeł od razu stracił moc i kamień mu z pazurów wyleciał, prosto do Foluskiego lasu. Tak to uratowano Kościół w Cieklinie, rano zaraz biskup go poświęcił i od tego czasu diabły opuściły lasy na Foluszu."

Podobno kamień ten, z diablich pazurów śladami, do dzisiaj można oglądać w Dębowcu, legendę zaś podaję za portalem: www.dębowiec.pl.

Bądź przedsiębiorcą i chwal Boga

Dziś rozpoczyna się Światowy Tydzień Przedsiębiorczości.W ciągu sześciu dni będzie się dokonywał swobodny przepływ myśli, idei i pomysłów, którego celem jest pokazanie przedsiębiorczości jako ważnego czynnika rozwoju cywilizacyjnego.

Ktoś może zapytać, co to ma wspólnego z działalnoscią misyjną? Otóż ma, gdyż bardzo często misjonarze są jednocześnie – z potrzeby – dobrymi przedsiębiorcami. Budują pomieszczenia misyjne, remontują zniszczone kościoły, zarządzają szpitalami, robią zakupy samochodów, prowadzą drukarnie, są kierownikami szkół lub internatów... Mówi o tym choćby następujący przykład polskiego franciszkanina, ojca Stanisława Rochowiaka, przebywającego aktualnie w dalekiej Bucharze w Uzbekistanie. Tak pisze on w liście:

„Obecny kościół w Bucharze, franciszkański klasztor i pomieszczenia parafialne są wybudowane, ale tylko kościół jest częściowo wykończony, choć trzeba jeszcze wybudować chór, położyć posadzkę, założyć ogrzewanie itp. W tym roku planujemy założyć instalację grzewczą i system wodno-kanalizacyjny w całym obiekcie. Jeśli będziemy mieć środki finansowe, to chcielibyśmy także kontynuować inne prace kościelne, w zakrystii oraz przygotować dwie salki, aby można było w normalnych warunkach spotykac się z parafianami i prowadzić katechezę.Na wykonanie zaplanowanych na ten rok prac mamy 20% potrzebnej sumy.

Piszę ten list z prośbą, aby siostry przyjęły ten projekt i w miarę możliwości wspomagały nasze prace. Z góry dziekuję za wszelką okazaną pomoc i proszę o modlitwę w intencji Kościoła w Uzbekistanie. Naszą wdzięczność wyrażamy w modlitwach w intencji Sióstr Klawerianek i wszystkich dobroczyńców.” W tym wypadku swoje powołanie zakonne ojciec Stanisław Rochowiak łączy z talentem zarządcy budowy.

Co sprawia, że jestem dobrym przedsiębiorcą? Jak podnosić swoje kwalifikacje? Czy prywatna praktyka jest tylko dla wybranych? Czasem zadajemy sobie takie pytania.

Kościół zawsze, nawet w czasach, kiedy w Polsce dominowała centralnie zarządzana gospodarka socjalistyczna, uczył i podkreślał, że każdy ma prawo do inicjatywy gospodarczej. Twierdził, że każdy powinien odpowiednio korzystać ze swoich talentów, by przyczyniać się do rozwoju użytecznego dla wszystkich i uzyskiwać sprawiedliwe owoce swoich wysiłków.

Skoro o przedsiębiorczości i przedsiębiorcach mowa, to chcę poruszyć – niejako na marginesie, aczkolwiek wcale nie marginalny – temat zysków przedsiębiorców. Często słyszymy o ogromnych zyskach prywatnych przedsiębiorców i zastanawiamy się, czy to jest sprawiedliwe?!

Kościół w katolickiej nauce społecznej naucza, że zyski powinny być przeznaczane na tworzenie nowych miejsc pracy. Tak to również ujmował papież Jan Paweł II. Osoby odpowiedzialne za przedsiębiorstwa ponoszą wobec społeczeństwa odpowiedzialność gospodarczą za swoje działania – pisał Jan Paweł II w Centesimus Annus. Są oni obowiązani mieć na względzie dobro osób, a nie tylko wzrost zysków. Te ostatnie są jednak konieczne. Umożliwiają przeprowadzanie inwestycji, które zapewniaja przyszłość przedsiębiorstwom i gwarantują zatrudnienie.

A wracając do Światowego Tygodnia Przedsiębiorczości, to warto poinformować, że jego pomysłodawcami są premier Wielkiej Brytanii Gordon Brown, prezes amerykańskiej Fundacji Kauffmana – Carl Schramm i brytyjska rządowo-biznesowa organizacja Make Your Mark.
Światowy Tydzień Przedsiębiorczości jest globalną inicjatywą łączącą kraje z całego świata.
W 2010 r. w organizację GEW zaangażowane były aż 104 państwa. Światowy Tydzień Przedsiębiorczości to również dziesiątki tysięcy przedsięwzięć oraz miliony uczestników na całym świecie. W Polsce odbywają się prelekcje i szkolenia, skierowane do młodych, zainteresowanych tą propozycją. Wiele imprez aktualnego Tygodnia jest już niedostepnych z powodu braku miejsc, jednak na częćś prelekcji nie ma wstępnych zapisów i w tym tygodniu można skorzystać z wielu interesujących szkoleń. Podaję link do wykazu małopolskich akcji lokalnych Światowego Tygodnia Przedsiębiorczości: Światowy Tydzień Przedsiębiorczości w Małopolsce.

sobota, 5 listopada 2011

MÓDLMY SIĘ ZA MISJE

Modlę się, Panie, za misjonarzy,
którzy zostawili swój dom, rodzinę,
przyjaciół i poszli do obcych,
by mówić i świadczyć o Tobie.

Daj im, Panie, wielką wiarę
i miłość taką, by ochotnie znosili
trudy każdego misjonarskiego dnia.
Spraw, by wierzono ich słowom
i odczytano w nich Twoją obecność.

Mnie natomiast umacniaj we wspieraniu ich
i wypraszaniu nowych robotników
na żniwo twoje. Amen.

Panie, obudź w każdym, kto należy do Kościoła,
silny zapał misjonarski, by głosić Chrystusa tym,
którzy Go jeszcze nie poznali i tym, którzy przestali
wierzyć. Spraw, by było wiele powołań i podtrzymuj
Twą łaską misjonarki i misjonarzy w dziele
ewangelizacji. Pozwól, by każdy z nas poczuł się
odpowiedzialny za misje, a przede wszystkim,
by zrozumiał, że naszym pierwszym obowiązkiem
w szerzeniu wiary jest chrześcijańskie życie. Amen.

Panie, Ty powiedziałeś Swoim apostołom: Idźcie
na cały świat i nauczajcie wszystkie narody, głoście
Ewangelię wszystkiemu stworzeniu (Mk 16,15). Prosimy
Cię za tych, którzy zostawili swoje domy
i rodziny i poszli do obcych, aby mówić im o Tobie.
Życie swoje pragną poświęcić, aby uwierzono ich
słowom. Daj im, Panie, wielką wiarę i miłość gorącą,
aby chętnie znosili ciężar dnia i upał południa. Amen.

Panie Jezu Chryste, Ty jesteś Królem całego
świata, nadzieją i oczekiwaniem wszystkich narodów.
Wszystkich ludzi odkupiłeś drogocenną Krwią. Spojrzyj
łaskawie na wszystkie narody, które rozrzucone są
po szerokim świecie i daj im poznanie Twojej Prawdy.
Okaż światu jak najszybciej Twoją łaskę. Pozwól,
by wszyscy ludzie Ciebie poznali, w Ciebie uwierzyli,
Tobie służyli.
Poślij, o Panie, robotników na swoje żniwo i nie
pozwól, by brak pasterzy, misjonarzy i tych, którzy
poświęcają życie sprawie Ewangelii, doprowadził
ludzkość do zguby. Amen.

Boże, Ty chcesz, by wszyscy ludzie poznali
Twą prawdę i zostali zbawieni. Prosimy Cię,
ześlij na żniwo Twoje robotników, którzy
będą głosić Twoje słowo, taj jak głosili je
apostołowie, z pełną gotowością serca, we
wszystkich krajach i językach, aby wszystkie
ludy poznały Ciebie, jedynego prawdziwego
Boga i Syna Twego, Jezusa Chrystusa, Pana
naszego, którego nam zesłałeś. Amen.

Modlitwa do Bł. Marii
Teresy Ledóchowskiej


Boże, dzięki Twojej łasce
Błogosławiona Maria Teresa
niestrudzenie niosła pomoc
głosicielom Ewangelii, spraw
za jej wstawiennictwem, aby
wszystkie ludy poznały Ciebie,
prawdziwego Boga, i Twojego
Syna, Jezusa Chrystusa. Który
z Tobą żyje i króluje na wieki
wieków. Amen.

N O W E N N A
do Bł. Marii Teresy
Ledóchowskiej


O Boże, pomnóż Twe łaski dla tych,
którzy o nie prosić będą z ufnością,
pokładaną w pomoc Bł. Marii Teresy.
Niech naśladowanie jej cnót i uczynków
gorliwości, jakie pełniła w swym życiu,
zapewni nam Twoje błogosławieństwo.
Bł. Maria Teresa przez swe wstawiennictwo
niech będzie jeszcze jedną więcej
opiekunką, która będzie nas wspierać
w kłopotach i smutkach tego życia,
a szczególnie niech wyprosi łaskę.....
(tu wymienić swą prośbę) oraz dopomoże
nam do osiągnięcia wiecznej szczęśliwości.
Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.

Modlitwa do św. Piotra Klawera

Boże, któryś dla doprowadzenia biednych
niewolników murzyńskich do poznania
Najświętszego Imienia Twojego, świętego
Piotra, wyznawcę Twego, przedziwnym duchem
zaparcia i heroiczną miłością obdarować
raczył, daj nam,
abyśmy za jego przyczyną nie szukali nic
swego, ale co jest Jezusa Chrystusa,
a bliźniego swego miłowali w uczynku
i prawdzie. Przez Chrystusa Pana Naszego.
Amen.

piątek, 4 listopada 2011

Zaprzyjaźnij się z Biblią

Kto z nas może z czystym sumieniem przyznać, że doskonale zna Pismo Święte? A przecież mówi się, że nieznajomość Biblii jest w jakimś stopniu równoznaczna z nieznajomością samego Boga. Z drugiej strony - Bóg, jako Byt Nieskończony, nigdy nie zostanie przez człowieka poznany do końca.

Właśnie z myślą o tych, którzy odczuwają pragnienie głębszego poznania Biblii, Wy­dział Pedagogiczny Wyższej Szkoły Filozoficzno-Pedagogicznej Ignatia­num organizuje Korespondencyjny Kurs Biblijny. Celem kursu jest popula­ryzowanie wiedzy w zakresie Pisma św. Starego i Nowego Testamentu. Na całość kursu składa się 35 zeszytów zawierajacych materiały objaśniające kolejne księgi Pisma św. W kursie może brać udział każdy zainteresowany Biblią. Dodatkowe informacje można uzyskać na stronie internetowej:
www.kursbiblijny.deon.pl
albo u Organizatora kursu: zmarek@jezuici.pl
lub zmarek@ignatianum.edu.pl. Tradycyjny adres pocztowy: ks. Zbigniew Marek SJ, ul. Zaskale 1, 30-250 Kraków, z dopiskiem:”Kurs Biblijny”. Na te adresy możemy wysyłać zgłoszenia udziału w Kursie.

Biorąc udział w Korespondencyjnym Kursie Biblijnym chcemy poznawać Pismo św. i lepiej korzystać z niego w życiu religijnym.

KIM BYŁ PIERWSZY MISJONARZ ?

Podczas swojej publicznej działalnosci Jezus nauczał o Królestwie Bożym. Swoją naukę kierował niemal wyłącznie do mieszkańców Izraela. Nasuwa się pytanie – czy w tym czasie Jezus rówież prowadził działalność misyjną? Co na ten temat piszą Ewangelie?

Otóż cztery ewangelie o działalności misyjnej Chrystusa wspominają niewiele. Jezus był posłany szczególnie do Izraela. Jednak ewangeliści Mateusz i Marek opisują, jak Jezus udał się w okolice miast Tyr i Sydon, które leżą w Fenicji. To samo wydarzenie relacjonują w swoich ewangeliach Mateusz 14, 21-28 oraz Marek 7,24-30. Mieszkała tam pewna kobieta, która prosiła Jezusa, by uleczył jej córkę, dręczoną przez złego ducha.

Jednak odpowiedź Jezusa na jej prośbę była szokująca. Najpierw ją ignorował, potem odmówił, jakby był tak samo poirytowany jej zachowaniem jak uczniowie. Jednak zdesperowana matka nie dbała o to, co pomyślą o niej inni. Nie przestawała błagać Jezusa. Była wytrwała i jej dziecko zostało uleczone. Na koniec Jezus ją pochwalił: ”O niewiasto, wielka jest twoja wiara.”

Zatem Jezus przez swoje słowa i czyny związane z uzdrowieniem dziecka Syrofenicjanki stworzył zaczątek misji wśród pogan, którą kontynuował zwłaszcza Paweł, Apostoł Narodów w swoich podróżach misyjnych. Kiedy więc będziemy się zastanawiać, jak to jest być dobrym misjonarzem, pamiętajmy, że zupełnie pierwszym misjonarzem był Pan Jezus, uzdrawiający pogańskie dziecko.

piątek, 21 października 2011

23 października w Polsce - Niedziela Misyjna

Dnia 23 października obchodzimy Światowy Dzień Misyjny – nazywany w naszym kraju Niedzielą Misyjną. Jest oczywiste, że nie trzeba podróżować do Afryki lub Azji, by spełniać posługę misyjną. Często wystarczy wyjść z domu i przejść na drugą stronę ulicy, żeby być najprawdziwszym misjonarzem. Wielu ludziom zatarły się w pamięci podstawowe prawdy wiary, nie potrafią sobie przypomnieć najprostszych modlitw, czasem nie wiedzą, jak się przeżegnać. Chodzili na katechezę, ale już tyle lat minęło od tamtego czasu. Niekiedy zdarza się, że mamy okazję rozmowy z takim człowiekiem. Czasem sam nas o coś zapyta, na przykład - A jak to było z tym Jezusem, jedni mówią tak, a drudzy jakoś inaczej?
Albo nic nie mówią, tylko przypadkiem zaobserwują podczas jazdy autobusem czy tramwajem, jak robimy znak krzyża świętego mijając świątynię... Potem w domu zaczynają myśleć, coś im tam się przypomina...

Każdy z nas może być misjonarzem.

Ale Niedziela Misyjna to przede wszystkim okazanie solidarności z Kościołem w potrzebie. Polskie dzieci należące do Papieskiego Dzieła Misyjnego zebrały w 2010 roku – 1 395 193 zł. Ofiary z ich osobistych wyrzeczeń – 160 950 zł, ofiary z I. Komunii Świętej – 714 330 zł, ofiary z „Kolędników Misyjnych” – 519 912 zł.
Sekretariat Generalny PDMD w Rzymie wskazał projekty i kraje, do których ofiary te zostały przekazane: Archipelag Komorów – 4 projekty, Ekwador – 3 projekty, Indie – 10 projektów, Madagaskar – 6 projektów, Rep. Dem. Kongo – 6 projektów, Seszele – 2 projekty, Uganda – 14 projektów, Zimbabwe – 3 projekty. RAZEM – 48 projektów. Ogółem pomocą objęto 144 790 dzieci z terenów misyjnych.


A oto świadectwo jednego spośród 2156 polskich misjonarzy rozsianych po całym świecie: „Otwierając 12 lat temu na Jamajce misję pw. Ducha Świętego, zaczynaliśmy od zera i bez środków. Biskup Boyle, człowiek wielkiej wiary i miłości do Boga i ludzi, chciał, by w Maggotty z pięciu mieszkających w okolicy katolików stworzyć wspólnotę parafialną, zbudować kościół, plebanię i założyć szkołę, by pomóc walczyć z problemem analfabetyzmu. Po upływie roku, po wielu próbach i wysiłkach, mogliśmy się poszczycić małą kapliczką, gdzie co prawda buszowało wiele szczurów i termitów, ale było wystarczająco miejsca, by się gromadzić na modlitwę. W dni powszednie do kaplicy zaglądały kozy i osły z okolicy, ponieważ wciąż łatwiej było wybudować drewniane ściany kaplicy, niż dotrzeć do serc mieszkańców.

W grudniu przeżyłem wypadek samochodowy. Lewa noga była zmiażdżona, a w lokalnym szpitalu dostałem zakażenia mięśni, krwi i kości. Umierającego przetransportowano mnie do szpitala w Stanach Zjednoczonych, gdzie przeprowadzono kilka operacji. Wiem, że wiele osób z całego świata modliło się w mojej intencji. Wiem też, że Pan Bóg wykorzystał moje cierpienie, by wzmocnić wiarę tak moją własną, jak i innych ludzi. Gdy opuszczałem szpital, lekarz neurolog powiedział mi, że nie będę mógł chodzić, ponieważ system nerwowy w nodze został bardzo uszkodzony. Pan Bóg sprawił cud – chodzę. Może trochę utykam, ale to wcale nie przeszkadza w posługiwaniu.

Przez pobyt w szpitalu poznałem kilka osób, które chciały zaangażować się bardziej dla potrzebujących na misjach. Dzięki nim było możliwe zorganizowanie środków na rozpoczęcie budowy misji. Dziś nasza parafia gromadzi w niedziele ok. 250 osób. Prowadzimy przy naszej misji ośrodek zdrowia, obsługujący rocznie ponad 10 tys. ludzi. Mamy programy edukacyjne dla dzieci i dorosłych, bibliotekę i kursy komputerowe. Próbujemy stworzyć miejsca pracy dla lokalnej ludności. Pan Bóg jest wszechmogący, lecz chce naszego współuczestnictwa i ofiary w powstawaniu DOBRA”. Ks. Marek Bzinkowski, Jamajka

Bądźmy solidarni z ubogimi tego świata, zwłaszcza w Niedzielę Misyjną, w którą nasza ofiara jest przeznaczana na misje. TACA Z NIEDZIELI MISYJNEJ w 2010 roku wyniosła 3 529 482 zł, zgodnie z przysłowiem: "Do grosza grosik, a będzie cosik".

wtorek, 18 października 2011

Matka Najświetsza w naszej kulturze

Zastanawiałem się ostatnio, czy październik można określić jako bardziej maryjny niż reszta roku z tej racji, iż zmawia się wtedy po domach i kościołach różaniec?

Narastająca w ciągu wieków maryjność przeniknęła głęboko w wartości rodzimej kultury, do duchowego życia jednostek i ich twórczości, w sferę przekonań, postaw i praktyk, które – zarówno w przeszłości, jak i dziś – określają model polskiego katolicyzmu. W miejscu tym należy zatem postawić kolejne pytanie: czy cześć do Najświętszej Maryi Panny można zaliczyć do najstarszych przejawów wiary naszych przodków, a sam kult maryjny uznać za cechę wyróżniającą polskiego katolicyzmu?

Rzuca się w oczy, iż niemal wszystkie historyczne opracowania kultu maryjnego w naszym narodzie zwracają uwagę na szczególny wymiar – na przekonanie o opiece Maryi nad Kościołem w Polsce i nad całym naszym narodem. Wyraża się to między innymi w nazywaniu Jej Matką i Królową. Jest Królową, bo będąc Matką Chrystusa i aktywnie uczestnicząc w życiu Syna niepomiernie przyczyniła się do zaistnienia na ziemi Królestwa Bożego.

Jestem przekonany, że na przestrzeni wieków Polacy czcili Maryję przede wszystkim ze względu na takie Jej przywileje, jak: macierzyństwo, dziewictwo, świętość, pośrednictwo u Syna i Boga Ojca, królewską godność oraz wydarzenia z Jej życia, na przykład wniebowzięcie. Z tego powodu powstał modlitewny hymn „Bogurodzica”, będący dogmatyczną syntezą godności i tytułów Maryi. Doniosły dorobek w kształtowaniu czci Najświętszej Maryi Panny w ciągu wieków miały zakony, które na ziemi polskiej szerzyły poszczególne prawdy i przywileje maryjne:
*Benedyktyni i Cystersi - od IX/X w. - kult N.M.P. Wniebowziętej;
*Franciszkanie i Bernardyni – kolędy, jasełka, pastorałki, Godzinki, ludowe legendy, kult M.B.Niepokalanej, „Gorzkie Żale”, kult M.B.Bolesnej w kalwariach i misteriach;
*Karmelici – od XII/XIII w. - Szkaplerz Karmelitański;
*Dominikanie – od XIII w. - modlitwa różańcowa.

Oficjalne nadanie Maryi tytułu „Królowa Polski” nastąpiło 1 kwietnia 1656 roku we Lwowie przez króla Jana Kazimierza przed obrazem Matki Bożej Łaskawej. Swoje przywiązanie do Matki Najświętszej wierni wyrażali wówczas wielorako: przez budowę kościołów Jej poświęconych, obchód świąt maryjnych, bractwa i stowarzyszenia maryjne, śpiewy Godzinek, modlitwę różańcową, szkaplerz karmelitański, medaliki, nabożeństwa i akty oddania, sanktuaria maryjne, pielgrzymki itp.Szczególnym miejscem obecności Maryi w narodzie polskim stała się Jasna Góra zwana „Sanktuarium Narodu”.

Nową epokę w dziedzinie maryjnej stanowi okres drugiej połowy ubiegłego wieku, od ogłoszenia prawdy dogmatycznej o Wniebowzięciu N.M.P. w 1950 roku. Wtedy wzmaga się szeroko pojęty apostolat maryjny poprzez zwoływanie kongresów maryjnych, nowe czasopisma, ożywienie ruchu pielgrzymkowego itp. Wyjątkowe miejsce w tym czasie zajmuje duszpasterska działalność Prymasa Tysiąclecia – Stefana Kardynała Wyszyńskiego ze swoja dewizą „Soli Deo per Mariam”. Pamiętam, z jakim zainteresowaniem czytałem jego ostatnią książkę zatytułowaną „Wszystko postawiłem na Maryję”, ze względu na komunistyczną cenzurę wydaną w Paryżu w 1980 roku. Przebywając w komunistycznym więzieniu Stefan Kardynał Wyszyński powziął myśl uroczystego odnowienia ślubów króla Jana Kazimierza, jak i oddania się w niewolę miłości Maryi całego narodu. Uroczystość ta miała miejsce w postaci Jasnogórskich Ślubów Narodu w 1956 roku, lecz odbyła się bez Kardynała Wyszyńskiego, który był nadal izolowany przez władze w klasztorze Sióstr Nazaretanek w Komańczy. Tak samo z inicjatywy Prymasa odbyła się pierwsza peregrynacja obrazu Matki Bożej Częstochowskiej po Polsce.

Kardynał Karol Wojtyła wraz z Prymasem Polski Kardynałem Stefanem Wyszyńskim byli szczególnymi czcicielami Matki Najświętszej. ”Nie byłoby Papieża, gdyby nie było Prymasa i jego miłości do Maryi” - powiedział Jan Paweł II podczas spotkania z Polakami w 1978 roku. Wszechstronna działalność papieska bł. Jana Pawła II była fundamentalnie związana z życiem i posłannictwem Matki Najświętszej. Papieskie oddanie maryjne „Totus Tuus” zdaje się być wciąż aktualnym drogowskazem dla większości polskich katolików - na dziś i na jutro.

Trudno ująć tak pokrótce, jaką rolę Matka Najświętsza odegrała w naszej kulturze. Trafnie oddały to słowa wypowiedziane przez bł. Jana Pawła II, który zwrócił się wprost do Niej: „Dziękujemy Ci za to, że od początku, od pieśni Bogurodzica, pomogłaś wyrazić się polskiej duszy. Za to, że pomagałaś nam poprzez dzieje kultury: literatury, nauki, wielu sztuk tworzyć te treści i wartości, którymi żywią się pokolenia. Dzięki którym mogliśmy przetrwać nawet w najcięższych próbach dziejowych.” (1982 r.).

poniedziałek, 3 października 2011

ILU ŚWIĘTYCH STANISŁAWÓW MA KRAKÓW ?

Zaraz na wstępie krótkim, żołnierskim słowem szybko odpowiem - dwóch.


Ten drugi Stanisław, zwany Kaźmierczykiem, żył w XV wieku. Okres ów niekiedy jest określany jako „szczęśliwy wiek Krakowa” z powodu licznych świętych, wtedy żyjących. Byli nimi bł. Izajasz Boner związany z zakonem augustianów, bł. Michał Giedroyć działający przy kościele św. Marka, św. Jan Kanty, profesor Akademii Krakowskiej, Świętosław Milczący związany z kościołem Mariackim i św. Szymon z Lipnicy, bernardyn.

Stanisław Sołtys (ur. 27.09.1433) zwany był Kaźmierczykiem z tego powodu, iż pochodził z Kazimierza. Miasto Kraków w czasach ówczesnych nie istniało samodzielnie, lecz było „trójmiastem”, na które składały się odrębne Kraków, Kleparz i Kazimierz. Trójmiasto zamieszkiwało około pięć tysięcy ludzi. Ojciec Stanisława, Maciej, był rzemieślnikiem tkackim a zarazem rajcą miejskim. Matka Jadwiga, mieszczka, odznaczała się wielką pobożnością. Młody Stanisław uczył się najpierw w szkole przyklasztornej Kanoników Regularnych na Kazimierzu a następnie studiował na Akademii Krakowskiej, gdzie uzyskał tytuł doktora teologii.

W wieku 23 lat wstąpił do Klasztoru Kanoników Regularnych Bożego Ciała na Kazimierzu. W okresie rocznego nowicjatu odznaczał się pokorą i pracowitością. Przyszły Święty kształcił się na dziełach wielkich teologów - św. Hieronima, św. Tomasza z Akwinu, św. Augustyna. Po złożeniu ślubów, mając 25 lat, został kapłanem. Czytał Biblię i dzieła ascetyczne, wiele czasu poświęcał na modlitwę, dbał o czystość swojego sumienia. Po pięciu latach powierzono mu funkcję kaznodziei i spowiednika, był także zastępcą przełożonego oraz wychowawcą młodzieży zakonnej. Św. Stanisław pozostał kaznodzieją do końca życia (był nim przez 26 lat).

Zasłynął przede wszystkim tym, że w czasie panowania w Krakowie i na Kazimierzu „morowego powietrza”, czyli zarazy, nie opuścił wiernych, lecz pozostał z nimi. Przygotowywał ich do śmierci – spowiadał, namaszczał, udzielał Wiatyku. Podtrzymywał na duchu ludzi, którzy masowo umierali. W średniowieczu w jednej zarazie wymierało nawet 20 procent społeczeństwa. Kiedy przychodziła epidemia, księża w większości wyjeżdżali na wieś, by ratować swoje życie. Stanisław Sołtys pozostał ze swymi parafianami. Po ustaniu epidemii ludzie żywili wobec niego taki szacunek, że zwracali się do niego w słowach „święty”.

Stanisław Każmierczyk był żarliwym czcicielem Matki Bożej. Stare obrazy przedstawiają scenę, w której objawia mu się Najświętsza Panna Maria z Jezusem na ręku oraz licznymi świętymi, i zwraca się do niego ze słowami:”Cieszę się, mój synu Stanisławie, z powodu twojego szczególnego nabożeństwa, które stale masz w stosunku do mnie i twojego Świętego Patrona Stanisława. Dlatego mówię ci, bądź dzielnym i odważnym, ciebie bowiem razem z moimi świętymi czeka nagroda w niebie.”

Stanisława Sołtysa mieszkańcy Kazimierza i Krakowa niezwykle szanowali i cenili. Wielu uważało go za świętego już za jego życia. Stąd od razu po jego śmierci - która miała miejsce 3 maja 1489 r., w dniu Znalezienia Krzyża Świętego (w 33 roku kapłaństwa) - modlono się do niego, by wypraszał u Boga potrzebne łaski. W pierwszym roku po śmierci Kanonicy Regularni zanotowali 176 nadzwyczajnych łask, jakich doznali wierni za jego wstawiennictwem. Przede wszystkim były to uzdrowienia z różnych chorób.

Najważniejszym świadectwem, które przyczyniło się bezpośrednio do kanonizacji błogosławionego Stanisława, jest opis uzdrowienia Piotra Komorowskiego z 1630 r. „W Krakowie przy ul. Grodzkiej u pana Stanisława Koszyckiego zatrzymał się hrabia Piotr Komorowski(…). Ten bardzo chorował na oczy. Jedno oko już stracił, na drugie bardzo cierpiał. W swojej boleści wobec zbliżającego się całkowitego kalectwa utraty wzroku zwrócił się do błogosławionego Stanisława Każmierczyka z prośbą o ratunek. Doznawszy natychmiastowego uzdrowienia w poniedziałek świąteczny (Zielone Święta) od razu kazał się prowadzić do grobu tego błogosławionego, pragnąc serdecznie podziękować za nadzwyczajną łaskę. W dowód wdzięczności, w swych dobrach w Suchej wybudował kościół i klasztor i oddał go zakonnikom z kościoła Bożego Ciała na Kazimierzu.”

I w obecnych czasach wierni zanoszą do św. Stanisława Każmierczyka prośby w różnych intencjach. Są to modlitwy z prośbą o uzdrowienie, szczególnie z chorób oczu. Znane są przypadki uratowania przed powodzią za wstawiennictwem Świętego.

Ks. Piotr Walczak, proboszcz Bazyliki Bożego Ciała w Krakowie, między innymi stwierdził, iż Stanisław Każmierczyk został świętym dzięki wierności regule i przestrzeganiu przepisów, które zakonnicy zobowiązują się przestrzegać. Jeśli człowiek jest wierny Bogu i człowiekowi, szczególnie cierpiącemu, jeśli niesie mu się pomoc i nadzieję, to taki wzór do naśladowania będzie zawsze aktualny. Człowiek potrzebuje drugiego człowieka, ciepła, pomocy, dobroci. Tego nie zastąpi nic innego. Stanisław Każmierczyk był normalnym człowiekiem, który umiał sobie radzić z trudami życia i z oddaniem pomagać innym ludziom.


Stanisław Kaźmierczyk został kanonizowany w Rzymie rok temu, dnia 17 października. Wspomnienie liturgiczne Świętego przypada na dzień 5 maja.

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Jan Paweł II w Krakowie - Nowej Hucie


Nowa Huta jest tym miejscem, gdzie zrobiłem (moją komórką) te zdjęcia + jedno zdjęcie na ul. Franciszkańskiej 3 w Śródmieściu. Tematem wszystkich zdjęć jest postać bł. Jana Pawła II, który spędził w tym mieście długi okres swojego życia.


Pomnik Papieża przy najbardziej znanym nowohuckim kościele Arka




Ołtarz w kościele św. Br. Alberta w Nowej Hucie




W Nowej Hucie - Mogile w klasztorze Ojców Cystersów trwają obecnie prace renowacyjne.




Trzy dzwony przy kościele św. Br. Alberta w Nowej Hucie




Ten dzwon został nazwany imieniem papieża.




Z okna krakowskiej Kurii Metropolitalnej na Franciszkańskiej 3 Papież z portretu błogosławi mieszkańcom Krakowa oraz przybyłym turystom.

piątek, 26 sierpnia 2011

Minister i biskup o możliwości współpracy na misjach



W Sekretariacie Konferencji Episkopatu Polski odbyło się 16 sierpnia 2011 r. spotkanie przewodniczącego Komisji ds. Misji bp. Wiktora Skworca z odpowiedzialnym za współpracę rozwojową podsekretarzem stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Krzysztofem Stanowskim. Tematem spotkania były możliwości współpracy strony kościelnej i ministerialnej w niesieniu pomocy humanitarnej.

– Wszędzie tam, gdzie Polska niesie pomoc humanitarną, spotykamy polskich misjonarzy, doskonale zorientowanych w sytuacji lokalnej – podkreślił w czasie spotkania minister Stanowski. Zaznaczył przy tym, że cenne w związku z tym okazałyby się informacje Komisji ds. Misji na temat działalności humanitarnej misjonarzy i wolontariuszy.
– Duchowni i świeccy nade wszystko głoszą Ewangelię, ale oprócz tego zawsze angażują się w edukację, prowadzą szpitale czy uczą rzemiosła. To działania pozaewangelizacyjne, promujące człowieczeństwo. Dlatego w czasie dzisiejszego spotkania postawiliśmy sobie pytanie, czy - a jeśli tak, to jak – strona kościelna i ministerialna mogą ze sobą współpracować - powiedział bp Wiktor Skworc.

Rozmówcy doszli do wniosku, że konieczny jest lepszy przepływ informacji oraz analizy prawne dotyczące ewentualnej współpracy. Wymienili się też uwagami na temat sytuacji w obozie dla uchodźców w Darfurze, pomocy niesionej krajom tzw. Rogu Afryki, gdzie panuje katastrofalna susza, a także sytuacji w Południowym Sudanie. Wiele miejsca poświęcili też potrzebie rozwijania aktywności misyjnej wolontariatu.
W ostatnią niedzielę w wielu polskich kościołach została przeprowadzona zbiórka pieniędzy dla Afryki Wschodniej dotkniętych suszą. Caritas Polska dzięki tym funduszom rozpocznie długofalowe projekty pomocy przeznaczonej dla krajów tzw. Rogu Afryki.

W czasie spotkania szereg spostrzeżeń zgłosili zaproszeni eksperci m.in. Katarzyna Kot-Majewska ze strony Departamentu Współpracy Rozwojowej MSZ oraz duchowni – ks. dr Marian Subocz, dyrektor Caritas Polska, ks. prof. Jarosław Różański, wykładowca misjologii na UKSW, ks. dr Tomasz Atłas, dyrektor krajowy Papieskich Dzieł Misyjnych i ks. dr Janusz Paciorek, dyrektor Centrum Formacji Misyjnej.
Kolejne spotkanie planowane jest po przygotowaniu przez stronę kościelną informacji na temat pozaewangelizacyjnej działalności misjonarzy z Polski oraz analiz prawnych przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych, co do możliwości współpracy obu stron.

(za: © Biuro Prasowe KEP 2011)

czwartek, 4 sierpnia 2011

bł. M. T. Ledóchowska i jej dzieło

Aczkolwiek ma to być blog o misjach, jednak proszę się nie dziwić, gdy lwia część będzie o sprawach na pozór nie związanych z tematyką misyjną. Jak pisał Kisiel, będzie to "bigos hultajski", ale też i czasy, w których przyszło nam żyć, są czasem hultajskim, a czasem nie. Wszystko zależy od tak zwanych okoliczności. Jeżeli na przykład chcę spędzić sobotę jako kibic na meczu piłki nożnej, to może się okazać, że znalazłem się w towarzystwie poniekąd hultajskim.

Natomiast gdybym w identyczne popołudnie zabrał się za lekturę życiorysu na przykład bł. Marii Teresy Ledóchowskiej, to szybko bym doszedł do wniosku, że znajduję się w towarzystwie osoby z tak zwanych wyższych sfer, damy dworu toskańskiego w Salzburgu, która soboty spędza na balach książęcych. Z góry jednak proszę jej nie zazdrościć, ponieważ książęcy splendor oraz arystokratyczny blask tak jej szkodził, że omal nie przypłaciła tego popadnięciem w melancholię. Oczywiście - ponieważ była hrabianką wychowaną w katolickim austriacko-polskim domu i w katolickim duchu, umiała rozwiązywać tego rodzaju problemy. Po prostu "spakowała się" i opuściła książęcy dwór. Tym sposobem raz, szybko i skutecznie pozbyła się odziedziczonego po przodkach, arystokratycznego ambarasu.
Wynajęła skromny pokoik. Po co to wszystko? Ano po to, by ją też można wpisać do licznego grona tych świętych, którzy dokonują nagłego zwrotu w swoim życiu, opuszczając wielki świat. Kilka wieków wcześniej św. Franciszek stanął przed dylematem - jakiemu panu służyć? Czy jako rycerz feudalnemu władcy, czy jako zakonnik - Panu Bogu? Wiadomo, Kogo wybrał.

W gorszej sytuacji znajduje się aktualna córka cesarza Japonii, która z powodu ciężkiej depresji w ogóle nie udziela się publicznie. Choroba odebrała jej jakąkolwiek zdolność aktywności. Wychowana w innej tradycji kulturowej, nie potrafi rozwiązać tego węzła gordyjskiego okoliczności i niemożności.

Bardzo skutecznie potrafił rozprawić się ze swoją melancholią (czytaj: depresją endogenną) św. brat Albert - Adam Chmielowski. Bez pomocy leków, których wtedy po prostu jeszcze nie wynaleziono, uciekając się do modlitwy i sakramentów świętych, oddalił od siebie ostry stan chorobowy. Zmienił przy tym swoją pozycję społeczną z artysty plastyka na stan zakonny.

W tych trzech powyższych przypadkach radykalnej zmiany życia - bł. M. T. Ledóchowska, św. Franciszek, św. br. Albert - mamy do czynienia z osobami o mocno zarysowanej osobowości. Powiedzielibyśmy dziś, że to są osoby "z charakterem". Weszły na drogę radykalnego dobra. Dobra pisanego nie tylko przez małe d, ale przez D.

Hrabianka M. T. Ledóchowska na salzburskim dworze szybko pojęła, że zbawienia nie można sobie wytańczyć, przy okazji uczestnicząc we Mszy świętej i dając ofiarę na biednych, lecz że trzeba podjąć konkretne działanie. Żeby twórcza praca wypływająca z głębokiej modlitwy przyniosła efekty, ze strony młodej hrabiny trzeba było nie lada samozaparcia. Jak mówili moja starka - "Co sie to człowiek natropi, niż świyntym zustanie!" Poświęciła się całkowicie służbie misjom afrykańskim i sprawie walki z niewolnictwem Murzynów. Po niedługim czasie zgromadziła wokół siebie młode panny i w 1894 roku założyła Sodalicję św. Piotra Klawera dla Misji Afrykańskich, przekształconą następnie w zgromadzenie zakonne Sióstr Misjonarek św. Piotra Klawera.

O ileż inaczej potoczyłoby się życie Bł. Marii Teresy Ledóchowskiej, gdyby szanowała dworską etykietę, kochała menueta czy choćby chwaliła sobie wykwintne jadło?
Nic z tego. Wybrała niepewność i poświęcenie się misjom do tego stopnia, iż po śmierci okrzyknięto ją "Matką Afrykanów". Chociaż nigdy nie wyjechała na żadną misję, jest Patronką Dzieła Współpracy Misyjnej w Polsce. Zupełnie tak samo jak Mała św. Teresa od Dzieciątka Jezus, która nie zdążyła wyjechać na placówkę misyjną, a też jest Patronką Misji.

środa, 3 sierpnia 2011

Dobra muzyka

Czasem lubię posłuchać jakiejś muzyki. Jakiej? Może być każda, byle była w dobrym wykonaniu. Jeżeli słucham muzyki na przykład chrześcijańskiej, to w wykonaniu Trzeciej Godziny Dnia, o, choćby tego - Błogosław, duszo moja Pana!

To taka nowa odmiana starej muzyki chrześcijańskiej pod nazwą praise & worship. Z angielskiego można to przetłumaczyć jako: "chwała i uwielbienie".Jest to rodzaj chrześcijańskiej muzyki obrzędowej będącej nowoczesną odmianą gatunków gospel i spiritual.

W Polsce najbardziej znanym zespołem muzycznym wykonującym muzykę praise & worship jest właśnie Trzecia Godzina Dnia. TGD tworzy ponad 30 młodych wokalistów i instrumentalistów; niektórzy są zawodowcami, na przykład Mieczysław Szcześniak czy Natalia Niemen - czasem występują gościnnie, ale większość to amatorzy – między innymi laureaci "Szansy na Sukces" i "Drogi do Gwiazd". Teksty utworów zaczerpnięte są z psalmów.

Aktualnie TGD jest zespołem ekumenicznym – zarówno soliści, jak i chórzyści reprezentują różne denominacje chrześcijańskie (głównie ewangeliczne) i pochodzą z różnych zakątków Polski. Dla członków zespołu, co roku w innym miejscu w Polsce, są organizowane obozy, na których chór ćwiczy repertuar i integruje się ze sobą.

Dla chętnych do spędzenia czasu z zespołem w formie wspólnego śpiewania, społeczności i modlitwy zostały stworzone kilka lat temu warsztato-rekolekcje "Trzy Głośne Dni z TGD". Tym razem warsztato-rekolekcje odbędą się w dniach 27 - 30 sierpnia w Zakościelu koło Tomaszowa Mazowieckiego. Mieści się tam Ośrodek Centrum Chrześcijańskiego, który w sam raz będzie się nadawał na taką imprezę kulturalną. Na terenie ośrodka jest hotel z jadalnią i salą konferencyjną. Centrum posiada 2 i 4 - osobowe pokoje z pełnym węzłem sanitarnym dla 180 osób i drewniane 2-osobowe domki campingowe dla 24 osób.
Kto więc lubi modlitwę łączyć ze śpiewem i nie jest mu obcy duch ekumenizmu, niech poszuka w internecie więcej informacji na ten temat tutaj... i rusza na spotkanie.

"Celem naszego spotkania będzie przygotowanie się do wielkiego koncertu. Wykorzystamy część utworów przygotowanych specjalnie na tę okazję. Próby poprowadzi Piotr Nazaruk, dyrygent TGD. W próbach będą również uczestniczyć: Mateusz Otremba (mate.o), Paweł Zarecki, Sebastian Urban, Tomek Lipert i Tomek Busławski" – informuje zespół TGD.

Rekolekcje
Oprócz śpiewania tak jak na wszystkich zgrupowaniach TGD, będzie czas na modlitwę i dzielenie się swoimi przeżyciami. Wykłady poprowadzi Bogdan Olechnowicz, duszpasterz TGD.

Koncert
Koncert finałowy VI warsztato-rekolekcji będzie miał miejsce w Kielcach.

wtorek, 2 sierpnia 2011

Papieska Intencja Misyjna na sierpień

Papieska Intencja Misyjna na sierpień:

Aby chrześcijanie Zachodu Europy, otwierając się na działanie Ducha Świętego, odzyskali świeżość i entuzjazm swojej wiary.

Papież Benedykt XVI oceniając sytuację świata, a zwłaszcza Europy Zachodniej, w jednym z wywiadów stwierdził, "że istnieją znaki, które wywołują przestrach, które wzbudzają niepokój. Na Zachodzie powstała (...) zachłanność na szczęście, której nie można zaspokoić tym, co istnieje." Jak wiadomo, szczęście nie może być celem samym w sobie. Prawdziwe szczęście zawsze występuje jako tak zwany produkt uboczny.

"Rzeczywiście wydaje się, że położenie, w jakim znajduje się kultura Zachodu, a w niej każdy chrześcijanin, to de facto sytuacja totalnego zagubienia. Psychika wielu ludzi jest rozdarta, rządzi nimi niepewność tożsamości i moralna dezorientacja." - pisze Ks. Krzysztof Wąchała SChr w komentarzu do Papieskiej Intencji Misyjnej na sierpień, i dodaje - "Krajom Zachodu potrzeba dziś mocy Ducha Świętego. Brak nadziei sprawił, że Europa utraciła pamięć swojej tożsamości, co prowadzi do lęku przed przyszłością (...)
Jedyną nadzieją staje się zmartwychwstały Chrystus, a świeżość i entuzjazm to dwa określenia, które moglibyśmy określić synonimami nadziei."

W naszych modlitwach wakacyjnych poprośmy więc czasem, aby chrześcijanie w Europie Zachodniej bardziej otwierali się na działanie Ducha Świętego i umacniali swoją wiarę.

Zerknij również na: Papieskie Intencje Misyjne w 2011 roku

Coś dla Ciebie? Jak zostać misjonarzem

Jeżeli Twoja wiara podpowiada Ci, że powinieneś czynnie zaangażować się w działalność misyjną Kościoła i masz wielkie plany, ale nie wiesz, jak się za to zabrać, bo przecież nie masz zamiaru zostać siostrą zakonną (lub księdzem, gdy jesteś chłopakiem), to rzuć okiem na poniższy tekst o misjonarzach świeckich.

Dziś w niemal stu krajach misyjnych pracuje ponad dwa tysiące polskich misjonarzy. Większość stanowią księża, bracia i siostry zakonne. Polskich misjonarzy świeckich na całym świecie jest obecnie zaledwie 42, ale z roku na rok jest ich coraz więcej. Co ciekawe, spośród misjonarzy świeckich 77 procent stanowią kobiety.
Najwięcej naszych polskich misjonarzy posługuje w Brazylii, Kamerunie i Argentynie. Jeżeli weźmiemy pod uwagę wszystkie kontynenty, to najwięcej Polaków pracuje na rzecz misji w Afryce, następnie w Ameryce Południowej, Azji, Oceanii, natomiast najmniej w Ameryce Północnej.


Świat wciąż jeszcze czeka na licznych misjonarzy. Poniżej są przedstawione kraje i diecezje, gdzie biskupi proszą o przyjazd misjonarzy z Polski:

Boliwia - Prałatura Aiquile, Diec. Oruro i Wikariat Apostolski Nuflo de Chavez
Peru
Argentyna
Urugwaj, diec. Melo
Burundi, diec. Muyinga
Czad, diec. Njamena
Demokratyczna Republika Konga, diec. Popokabaka
Etiopia, diec, Awasa
Republika Południowej Afryki
Republika Środkowej Afryki
Tanzania, diec. Bunda
Kongo Brazzaville
Gwinea – Bissau
Gwinea Konakry
Kazachstan
Uzbekistan
Papua Nowa Gwinea, diec. Madang




A więc - jak zostać misjonarzem?



Warunki, które muszą spełniać osoby świeckie, aby mogły zostać posłane do pracy jako świeccy misjonarze, zostały wyznaczone przez Komisję Episkopatu Polski ds. Misji. Są one następujące:

1) Wiek 24 – 40 lat.
2) Dobre zdrowie psychofizyczne potwierdzone przez lekarza.
3) Szczera intencja bezinteresownej pracy misyjnej.
4) Rekomendacja proboszcza parafii, do której kandydat należy.
5) Co najmniej kilkumiesięczny wolontariat w kraju misyjnym lub w jednym z krajów Kościoła na Wschodzie (np. Ukraina, Białoruś, Estonia…) lub
6) Przygotowanie na szczeblu diecezjalnym. Ta forma przygotowania powinna być uzgodniona i koordynowana przez Diecezjalnego Dyrektora Papieskich Dzieł Misyjnych. Czas trwania to co najmniej jeden rok.
7) Po spełnieniu powyższych warunków kandydat za pośrednictwem Dyrektora Diecezjalnego PDM zgłasza się do Biskupa Diecezjalnego i przedstawia prośbę o wyrażenie zgody na wyjazd w charakterze świeckiego misjonarza.
8) Biskup Diecezjalny w porozumieniu z Dyrektorem Diecezjalnym PDM oraz kandydatem na misjonarza wyznacza miejsce przyszłej pracy misyjnej. Pomocą służy Delegat Episkopatu Polski ds. Misji (tel. +48 22 679 32 35).
9) Biskup Diecezjalny kieruje kandydata na kurs przygotowawczy do Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie.
10) Po przesłaniu odpowiednich dokumentów do Centrum Formacji Misyjnej kandydat rozpoczyna formację, podczas której poddaje weryfikacji przełożonych Centrum swoje powołanie misyjne.
11) Na zakończenie formacji istnieje możliwość podjęcia kilkumiesięcznego stażu językowego za granicą.
12) W sposób uroczysty biskup diecezjalny posyła misjonarza świeckiego do pracy poprzez wręczenie krzyża misyjnego w czasie Mszy świętej sprawowanej zwykle w rodzinnej parafii misjonarza.

Wszelkie pytania dotyczące powołania misyjnego i ewentualnego podjęcia przygotowania w Centrum Formacji Misyjnej można kierować do Dyrektora CFM (tel. +48 22 743 95 23) lub Delegata Episkopatu Polski ds. Misji (tel. +48 22 679 32 35).


Źródło: [http://cmf1.home.pl/cfm/index.php?option=com_content&view=article&id=5&Itemid=6]

za: Papieskie Dzieła Misyjne w Polsce