środa, 7 listopada 2012

Rosnący dług. Felieton okazjonalny

Ostatnio mocno zbulwersował mnie fakt, który w rzeczy samej jest powszechnie znany, mianowicie iż Polska zadłużona jest na 800 miliardów złotych. W przeliczeniu na jednego mieszkańca każdy z nas ma dług w wysokości - bagatela - 22,5 tys. zł. Każde polskie niemowlę na dzień dobry ma już takie statystyczne zadłużenie.

W artykule, gdzie o tym przeczytałem, na pociechę napisano, że właśnie spłaciliśmy inny dług, który jeszcze w latach siedemdziesiątych zaciągnął E.Gierek. Wynosił on 40 miliardów złotych, co w przeliczeniu na jednego mieszkańca dawało kwotę, za którą można było wtedy nabyć małego fiata.

Dług publiczny Polski rośnie z sekundy na sekundę i chociaż jest bulwersująco wysoki, to jednak wszyscy śpimy spokojnie, gdyż zdajemy sobie sprawę, że niemal wszyscy mieszkańcy świata są podobnie zadłużeni i że wszyscy jesteśmy podobnie niewypłacalni.

Dodam do tego, iż z punktu widzenia zbawienia również wszyscy jesteśmy dłużnikami Boga. Ekonomia idzie więc w parze z teologią.

A tak na marginesie nurtuje mnie pytanie, jaką wysokość osiągnie polski dług publiczny w dniu ostatecznym? I w jakiej będzie on walucie?


niedziela, 9 września 2012

św. Piotr Klawer - patron misjonarzy

Piotr Klawer urodził się w Hiszpanii w 1580 roku. Mając 20 lat wstąpił do Towarzystwa Jezusowego. W czasie studiów filozoficznych na Majorce zaprzyjaźnił się ze św. Alfonsem Rodriguezem, który wpłynął głęboko na jego życie duchowe i rozniecił w nim zapał misyjny. Wysłany do Nowej Granady (dzisiejszej Kolumbii), ukończył studia teologiczne i w roku 1616 otrzymał święcenia kapłańskie. W Kartagenie o.Alfons de Sandowal przygotował go do duszpasterstwa wśród niewolników przywożonych z Afryki. Przez 40 lat z heroicznym poświęceniem, w duchu miłości Chrystusowej, oddawał się pracy apostolskiej wśród tych nieszczęśliwych. Robił wszystko, co mógł, by ulżyć ich doli. Pomagał im materialnie, żywił ich i leczył, pocieszał, podtrzymywał w nich ducha wiary. Do swych ślubów zakonnych dodał specjalny ślub poświęcenia się posłudze niewolnikom, podpisując się odtąd: „Niewolnik niewolników na zawsze".
              
Jego konfesjonał był przede wszystkim do dyspozycji niewolników i tylko pod tym warunkiem, że zostawało trochę czasu, mogli z niego  korzystać biali.
Okres Wielkiego Postu poświęcił na głoszenie niewolnikom, zgromadzonym w kościele, na placach i ulicach, Dobrej Nowiny. Używał słów prostych, które utwierdzały ich w wierze.
W czasie Wielkanocy odwiedzał niewolników w pobliskich wioskach.

Święty Piotr Klawer posługiwał przede wszystkim chorym. Przez 14 lat odwiedzał codziennie starego niewolnika, żyjącego w rozpadającej się szopie. Często spotykamy go również w szpitalu św. Sebastiana, świadczącego najniższe posługi. Szpital św. Łazarza, znajdujący się na peryferiach miasta, przeznaczony był dla trędowatych. Tam
miłość Piotra Klawera na znała granic i ostrożności. Osobiście opiekował się cho­rymi, kładąc ich na swoim płaszczu. Brat Gonzalez mówił, że jego towarzysze nie znosili szpitalnego odoru i płaszcz musiał być prany aż do czterech razy w ciągu dnia. Są świadkowie potwierdzający, że widzieli Piotra Klawera całującego rany niewolników, spowodowane kajdanami i łańcuchami. Czyż nie był to niemy krzyk protestu?
 
Był on schronieniem i obrońcą wszystkich Murzynów i Murzynek - twierdzi
niewolnica Izabela Folupo - do niego uciekali się we  wszystkich swoich potrzebach, szukając pociechy i pomocy.

Kiedy zachorował, ludzie zaczęli gromadzić się na okrzyk: Chodźmy, umiera święty! Czarni i biali chcieli zobaczyć go po raz ostatni i zabrać ze sobą jakąkolwiek relikwię. Gasł powoli i zmarł w pierwszych godzinach rannych 8 września w święto narodzenia Matki Bożej (1654). Cała Kartagena poruszona, urządziła mu pogrzeb, jaki rzadko można tu było zobaczyć. Lud zrozumiał wtedy, kim był Św. Piotr Klawer. Wkrótce zaczęto zbierać informacje do procesu kanonizacyjnego.

Zo­stał kanonizowany w 1888 roku. Jedno zdanie papieża Leona XIII wyraża wszystko, co można powiedzieć o Piotrze Klawerze: Po życiu Chrystusa żadne nie wzruszyło mnie tak głęboko, jak życie wielkiego apostoła – świętego Piotra Klawera.

Wspomnienie św. Piotra Klawera, patrona sióstr klawerianek, obchodzi się dnia 9 września.

czwartek, 31 maja 2012

Agent ubezpieczeniowy wyjeżdża na misje do Afryki

Jeżeli ktoś uważa, że wyjazd na misję osoby świeckiej ciągle jest czymś niezmiernie skomplikowanym, graniczącym z nierealną mrzonką, polecam przeczytać poniższe Świadectwo. Młody człowiek, z branży ubezpieczeniowej, opisuje swój kilkumiesięczny, fascynujący pobyt w Afryce, gdzie przebywa jako wolontariusz.

Tekst opatrzyłem linkami (odsyłaczami), dzięki którym Czytelnik będzie mógł rozszerzyć interesującą Go tematykę.


Ś w i a d e c t w o


Od dzieciństwa marzyłem o wyjeździe do „czarnej” Afryki. Chyba już jako 6-latek prosiłem o to Pana Boga. W młodości pragnąłem zostać księdzem – żyć blisko Boga i służyć ludziom. Rozeznając powołanie, odkryłem, że moją drogą jest małżeństwo. Pozostało jednak pragnienie życia z Bogiem, zgodnie z Jego wolą. Rozpocząłem pracę w towarzystwie ubezpieczeniowym, poznałem moją narzeczoną. Jednocześnie szukałem miejsca zaangażowania się w Kościele i marzyłem o zamieszkaniu na jakiś czas w Afryce, doświadczeniu jej osobiście.

Kiedyś w biuletynie kapucynów znalazłem świadectwo świeckich wolontariuszy. Pomyślałem, że to coś wspaniałego, ale pewnie nie dla mnie – nie jestem lekarzem ani budowlańcem, nie znam biegle języka... cóż mógłbym tam robić? Zbieg różnych okoliczności – m.in. pewne trudne sytuacje w życiu osobistym i zawodowym – spowodował, że myśl o wyjeździe powróciła – potrzebowałem spojrzeć z dystansu na moje życie we wszystkich wymiarach. Chciałem też zrobić coś pięknego i wartościowego w moim życiu, które zaczęło się powoli sprowadzać do codziennej pogoni za pieniędzmi. Zadzwoniłem więc do o. Benedykta Pączki (znałem go tylko z biuletynu) i zapytałem o możliwość wyjazdu do jakiejkolwiek pracy, na przykład fizycznej. Szczerze mówiąc – choć modliłem się, abym mógł wyjechać – wątpiłem aby to było możliwe. O. Benek – zgodnie z moimi przypuszczeniami – powiedział, że zobaczy, czy jest taka szansa, ale żebym nie robił sobie zbyt wielkich nadziei. Kiedy więc po dwóch tygodniach zadzwonił do mnie z wiadomością, że mogę jechać za półtora miesiąca do RCA, aby pomagać przy budowie Centrum Kulturalnego dla dzieci, byłem najszczęśliwszym z ludzi. Na przeszkodzie stanęła jeszcze silna infekcja gardła, właściwie do końca nie wiedziałem, czy pojadę, bo w sanepidzie nie chciano mnie zaszczepić, i zastanawiałem się już, czy cały ten wyjazd nie jest tylko moim zwariowanym pomysłem, niemającym nic wspólnego z wolą Bożą. Na szczęście dwa dni przed wyjazdem zaszczepiłem się i wkrótce w towarzystwie braci Benka i Artura stanąłem na Czarnym Lądzie.

Z trzymiesięcznego pobytu najbardziej w pamięci (poza krajobrazami) utkwiły mi radość i serdeczność Afrykanów. Miałem poczucie przyjęcia i zaakceptowania mnie – gościa w ich świecie. Byłem pod wrażeniem ich podejścia do życia – to, że w poniedziałek rano cieszą się, idąc do pracy, że mając wielodzietne rodziny, żyją niejako cały czas we wspólnocie, otwarci na drugiego człowieka. To wielki kontrast w porównaniu z życiem w Europie. Ludzie z RCA, kraju nękanego przez rebelie, brak perspektyw i głód, żyjąc w bardzo skromnych warunkach, bez prądu, samochodów, Internetu i tych wszystkich rzeczy, które wydają się nam niezbędne, mają w sobie tak wiele radości. Szczególnie widać to u dzieci. Często odwiedzając biedne wioski w okolicach Bocaranga, widziałem gromadę malców w zniszczonych ubrankach grających dziurawą piłką wśród wybuchów śmiechu. Ileż radości można było sprawić tym dzieciom, robiąc im zdjęcie czy dając cukierka. To wszystko bardzo mnie poruszało jako przybysza z branży, w której – dla wielu osób – miernikiem człowieka jest jego sukces finansowy. Duże wrażenie zrobiła na mnie również afrykańska liturgia. Jej niezwykła żywiołowość: piękny, mocny śpiew przy akompaniamencie bębnów i gitar, taniec. Ma się wrażenie, że kościół dosłownie „huczy”, ale widać też, że ludzie modlą się całym sercem.

Pobyt w Bocaranga nie był jednak tylko sielanką – jak można by pomyśleć. Doświadczałem też pewnego osamotnienia i bezradności. Znalazłem się w zupełnie nowej sytuacji, wykonując pracę, której nigdy wcześniej nie wykonywałem, i nie znając języka na tyle dobrze, żeby swobodnie rozwiązywać wszystkie pojawiające się problemy. Praca nie była co prawda skomplikowana – pomoc i pilnowanie budowy oraz dowożenie potrzebnych materiałów (cegieł, piasku, kamieni itp.). Odbiegała jednak zasadniczo od zajęć, które przez 10 lat wykonywałem jako agent ubezpieczeniowy.

W trudnych chwilach umocnieniem była dla mnie modlitwa i Komunia św., dając pokój serca i radość. Dużego wsparcia doświadczyłem też od wielu ludzi. Narzeczona towarzyszyła mi przez wysyłane e-maile. Wiele serdeczności i dobra otrzymałem od wszystkich pracujących na misji kapłanów i braci, sióstr zakonnych i Afrykanów. Codziennie mogłem liczyć na dobre słowo, uśmiech i życzliwość. Również spotkania z kapucynami z placówek w RCA i Czadzie dawały poczucie wspólnoty i radości. Wspólna praca w kilkunastoosobowym zespole na budowie wytworzyła też więzy koleżeństwa między nami. Z powodu różnic mentalnych i w doświadczeniu życiowym nie zawsze dobrze się rozumieliśmy, jednak mogę powiedzieć, że z sympatią wspominam każdego kolegę z budowy (mam nadzieję, że oni mnie również). Szczególnie wdzięczny jestem Justinowi, który oprócz wielu życzliwych gestów podarował mi niezwykły upominek. Otóż nazwał swoją nowo narodzoną, śliczną córeczkę Damiene. Mogę więc powiedzieć, że jakaś część mnie pozostanie na zawsze na Czarnym Lądzie.

Dług wdzięczności będę miał też zawsze wobec oo. Benka Pączki i Roberta Wnuka. Pierwszy obdarzył mnie zaufaniem i umożliwił wyjazd do Afryki. Drugi (mój przewodnik po afrykańskim świecie) pomógł mi spełnić jedno z największych marzeń mojego życia: zorganizował trzydniowy wyjazd do Parku Narodowego Boubandjidah w Kamerunie – żeby obejrzeć żyjące na wolności słonie, żyrafy i inne zwierzęta.

W taki sposób Pan Bóg wyszedł naprzeciw pragnieniom mojego serca.
Czym się Panu odpłacę za wszystko, co mi wyświadczył?

wtorek, 22 maja 2012

Św. Teresa od Jezusa o modlitwie

Tak pisze św. Teresa od Jezusa o modlitwie:

"Przedstaw sobie Pana stojącego tuż przy tobie i patrz, z jaką miłością i jaką pokorą raczy ciebie nauczać. Wierz mi, tak dobrego przyjaciela nigdy nie powinnaś odstępować. Gdy się przyzwyczaisz być zawsze w Jego obecności, a On będzie widział, że czynisz to z miłością i starasz się we wszystkim podobać się Jemu, już się od Niego – jak to mówią – nie odczepisz. Nigdy On ciebie ani na chwilę nie opuści, będzie cię wspierał we wszystkich twoich strapieniach, na każdym kroku będzie ci stróżem i pocieszycielem. Czy to mała rzecz, sądzicie, mieć zawsze i wszędzie przy boku takiego przyjaciela?

Nie żądam od was wielkich o Nim rozmyślań ani natężonej pracy rozumu, ani zdobywania się na piękne, wysokie myśli i uczucia – żądam tylko, byście na Niego patrzyły. A któż wam może tego zabronić? Co wam może przeszkodzić, byście nie miały zwrócić na Niego, choćby chwilowo, oczu waszej duszy?

św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości (26,1-3)

Modlitwa jest sztuką łatwą, a zarazem trudną.





Spotkać Jezusa na modlitwie. Bezcenne!

ZAMIAST WSTĘPU

Nie czytaj tych rozważań, jeżeli jesteś przekonany, że już wiesz, czym jest modlitwa i nie chcesz, by Ci ktoś wyjaśniał sprawy, któ­re już dawno poznałeś. Poniższy tekst nie wniesie Ci nic nowego, jeżeli jesteś z siebie zadowolony, gdyż uważasz, że w pełni opa­nowałeś sztukę modlitwy.

Jeżeli jednak chcesz się czegoś więcej dowiedzieć na temat tego, czym jest spotkanie z żywym Jezusem w modlitwie medytacyjnej i kontemplacji, to – proszę – przeczytaj ten krótki tekst z odpowiednią uwagą, a przekonasz się, że wniesie nowe treści i wiele światła.


I CZYM JEST MODLITWA?

„Modlitwa jest relacją przyjaźni, częstym przebywaniem sam na sam z Tym, o którym wiem, że nas miłuje.”
Dajmy się zaprosić do czegoś bardzo prostego, mianowicie do doświadczenia przyjażni z Jezusem, przyjaźni rozwijanej w ciszy, w spotkaniu osób... w modlitwie.
Przyjaźń ta, jak każda inna, aby mogła trwać i umacniać się, zakłada pewne uwarunkowania. Aby stać się człowiekiem modlitwy, musisz zatroszczyć się o:

Twoje relację z innymi: szacunek, miłość, solidarność, przebaczenie...
Twoją relację z sobą samym.
Twoją relację z Jezusem.

Jest jeszcze coś: „zdeterminowana determinacja”. Tylko wtedy, gdy rozpoczniesz z mocną decyzją, z zapałem i ze stałością, bez przejmowania się trudnościami, które przyjdą, zasmakujesz owoców trwałej przyjaźni z Jezusem.


II ZANIM ROZPOCZNIESZ...

Przejdźmy do konkretnego momentu modlitwy. Już na samym początku napotkasz wiele trudności, dlatego ważne jest, abyś zatroszczył się o odpowiednie „środowisko do modlitwy”. Mogą Ci pomóc te oto poniższe wskazówki:

Poszukaj odpowiedniego (wyciszonego) miejsca.
Przygotuj krótki tekst z Ewangelii, ewentualnie jakiś obraz, symbol czy pieśń (czyli coś, co pomoże Ci skupić się na Osobie Jezusa).
Przyjmij postawę, która pomoże Ci się wyciszyć, skoncentrować i wejść do swojego wnętrza.
Powoli uświadom sobie swój oddech, swoje ciało, swoje wnętrze, bo to pomoże Ci trwać bez rozproszeń.
A teraz skoncentruj swoją uwagę na Jezusie, na Jego miłosnej obecności w Tobie i we wszystkim.


III WCHODZĄC W MODLITWĘ

Teraz musisz odnaleźć swój własny sposób modlitwy, zgodny z Twoim sposobem bycia, z Twoją wrażliwością i kontekstem życiowym. Najważniejsze jest, aby wciąż wracać do Osoby Jezusa, kontemplować Go i zgłębiać tajemnice Jego życia z pomocą Ducha Świętego.
Mogą Ci w tym pomóc te oto następujące sugestie:

Wyobraź Go sobie żywego w Twoim wnętrzu.
Patrz na Niego zgłębiając jedną ze scen ewangelicznych.
Kontempluj jakiś wizerunek Jezusa lub powtarzaj wielokrotnie krótkie zdanie, które wyraża to, co chcesz Mu powiedzieć.
Odmawiaj bardzo powoli Jego modlitwę – „Ojcze nasz”. Smakuj jej każde słowo.
Dobrze jest rozmyślać przez chwilę, zgłębiać, próbować zrozumieć... ale to nie może stać w centrum modlitwy. Przyjaźń to sprawa serca...


IV JESZCZE GŁĘBIEJ

Centrum naszej modlitwy jest Osoba Jezusa. Nieważne jak wszedłeś w modlitwę. Kluczem jest wytrwać u Jego boku, patrzeć na Niego i pozwolić, aby On patrzył na Ciebie, słuchać Go, przyjąć Jego światło. Wszystko po to, aby jeszcze bardziej Go poznać, zgłębiać sercem Jego tajemnicę i pozwalać się ogarnąć Jego obecnością.

„Spokojnie stanąć przy Panu, uspokoiwszy rozum tym wpatrywaniem się w to, że Pan patrzy na niego, i niech Mu towarzyszy, i rozmawia, i prosi, i korzy się, i cieszy się Jego obecnością”.

Modlitwa to czas, aby pozwolić się obdarować przez Boga, aby pozwolić Mu przejąć inicjatywę, odpowiadając ze swojej strony słowem, gestem, uczuciem czy prośbą. Przede wszystkim to czas poznania i wdzięczności za Jego miłość, która czyni wielkie rzeczy; to czas prośby o łaskę poznania Jego woli – tego, czego Bóg chce dla Ciebie w Twojej codzienności.


V COŚ SIĘ ZMIENIA

Modlitwa nie jest chwilą, lecz drogą, która pozwoli Ci odkrywać powoli, kim jest Jezus, Jego misterium, Jego wartości, Jego propozycje, Jego uczucia oraz Jego miłość, z jaką Cię przyjmuje i szuka... W tym samym czasie modlitwa pozwoli Ci poznać siebie samego (to kim jesteś i jak żyjesz) w inny sposób. Patrzeć na Jezusa i na siebie oczyma Boga – nie zaniedbuj tego, bo tylko wtedy będziemy mogli żyć w prawdzie. Nie ma modlitwy bez prawdy, podobnie jak jest w przyjaźni.

Będzie się również konkretyzowało wezwanie Jezusa do życia w wolności wewnętrznej, tej autentycznej, którą daje Ewangelia. Bez względu na życiowe okoliczności, Jezus zaprasza Cię, abyś żył z Nim i jak On. Być człowiekiem modlitwy, to żyć naśladując Jezusa ze wszystkimi konsekwencjami.


VI ...A PÓŹNIEJ?

Bardzo często modlitwa będzie czasem pokoju, wewnętrznej radości, światła... – ale nie zawsze. Twoja sytuacja życiowa, wewnętrzne samopoczucie, przeżywane przez Ciebie wątpliwości sprawią, że uczucia jakie rodzą się na modlitwie, będą się zmieniać.

Nie oceniaj swojej modlitwy przez pryzmat uczuć. Najważniejsze, aby doszło do spotkania, aby Twoim zajęciem była miłosna uwaga i zasłuchanie. Przyjmij światło, które otrzymałeś, podziękuj za obecność Pana i Jego miłość, bez względu na to, czy będziesz ją odczuwał czy nie. Modlitwa to sprawa wiary, czasu, wytrwałości... i zaangażowania.

Spójrz z perspektywy: czy z czasem nie zaczynasz patrzeć na wszystko w inny sposób? Inni ludzie, codzienne życie, wydarzenia na świecie... to wszystko zaczyna nabierać innych kolorów, kolorów nadziei i miłości.


VII ŚLAD MODLITWY

Modlitwa pozostawia trwały ślad w naszym wnętrzu. Nie chodzi jedynie o to, aby pojawiły się dobre pragienia czy postanowienia. Modlitwa jako przyjaźń, jest przede wszystkim DAREM, podarunkiem, który przyjęty sercem, zapoczątkowuje narodziny czegoś nowego i zmienia nas. To jest widoczne z zewnątrz. Są to, jak mówiła Teresa, „skutki potwierdzone czynami”.

Wszystkie uczucia, jakie mogą pojawić się na modlitwie, mają wartość relatywną. Najistotniejsze jest to, aby dzieło Jezusa w Tobie, połączone z Twoją odpowiedzią, było widoczne w przemianie Twojego sposobu bycia, w działaniu według innych wartości, innych kryteriów oraz innych głębokich uczuć.

On nas kocha bez miary i bez stawiania warunków. Miłowanie Boga nie polega zaś na pięknych słowach, „ale na służeniu ze sprawiedliwością, wytrwałym zapałem i pokorą”. Dobrej drogi.




Więcej o modlitwie myślnej na: www.bosi.org.pl

piątek, 6 kwietnia 2012

Chrystus Prawdziwie Zmartwychwstał!

Dobiegł kresu Wielki Post, kończy się Triduum Paschalne, czas, w którym w sposób szczególny wspominamy mękę i śmierć Jezusa Chrystusa. Wkrótce nadejdzie poranek Wielkanocny.

Tymczasem jednak uczniowie są przerażeni Jego śmiercią. Stracili wiarę w Niego. Rozczarowani i przestraszeni tym, co wydarzyło się w Wielki Piątek, sądzą, że na próżno zaufali Jezusowi. Teraz zwątpili w Jego zbawienne działanie. Uczniowie rozproszyli się, dwóch tchórzliwie uciekło z Jerozolimy do pobliskiego Emaus.

W drodze rozmawiają o tym, co w ostatnich dniach się wydarzyło: o pojmaniu Jezusa, niesprawiedliwym sądzie, Jego męce i śmierci na krzyżu. Są smutni, rozgoryczeni i załamani. Nie tak wyobrażali sobie to, czego miał dokonać ich umiłowany Nauczyciel: ”A myśmy się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić Izraela” (Łk 24,21). Według ich przewidywań ostatnie wydarzenia miały się potoczyć zupełnie inaczej. Pojmanie Jezusa, proces i śmierć na krzyżu stanowiły dla nich całkowitą klęskę.

Uczniowie zwierzają się sobie nawzajem z tych dramatycznych przeżyć minionych dni. Jak długo by to trwało i dokąd by doszli przelęknieni i strapieni, gdyby w ich rozmowę nie włączył się tajemniczy Przechodzień? Ich serca poczynają płonąć, kiedy zaczyna im tłumaczyć Pisma. W końcu uczniowie przymuszają Nieznajomego, by pozostał z nimi; ten zgadza się.

Gdy wszedł do domu i zajął z nimi miejsce przy stole, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Dopiero wtedy otworzyły się im oczy i rozpoznali Go, lecz On zniknął. I mówili jeden do drugiego: „Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?” (Łk 24,30-32).

Gdy Chrystus dzielił się z dwoma uczniami wiedzą o tym, co mówią Pisma o Mesjaszu, rozbudził tylko ich zainteresowanie, ale gdy połamał chleb i podzielił się z nimi, sprawił, że rozpoznali Go i uwierzyli w Niego.

Uczniowie w tej samej godzinie ruszają w drogę powrotną do Jerozolimy. Tam zastają zebranych Jedenastu i innych z nimi, którzy im oznajmiają: „Pan rzeczywiście zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi” (Łk 24,34). Uczniowie również opowiedzieli, co ich spotkało w drodze i jak poznali Pana przy łamaniu chleba.

Właśnie podczas łamania chleba w Emaus uczniom otwierają się oczy. Spożywanie posiłku staje się okazją do rozpoznania Jezusa. Również w kontekście posiłku Zmartwychwstały objawia się później uczniom nad Jeziorem Galilejskim. Św. Jan opowiada, że znajdowały się tam rozżarzone węgle, na których leżały ryby i chleb. Jezus powiedział do nich: „Chodźcie i posilcie się, i wziął chleb, i podał im – podobnie i rybę” (J 21,9-13).

Jak podpowiada Benedykt XVI, zwłaszcza w Wielkim Tygodniu i w Oktawie Wielkanocnej (oktawa – osiem dni po Niedzieli Zmartwychwstania), Pan jest z nami w drodze i wyjaśnia nam Pisma; wszystko mówi nam o Nim. Powinny od tego zapałać także nasze serca, aby mogły się otworzyć również nasze oczy. Podobnie jak dwaj uczniowie poznali Jezusa po łamaniu chleba, tak dziś po łamaniu chleba także my powinniśmy poznać Jego obecność. Jezus łamie chleb także z nami w Eucharystii, daje nam samego siebie i otwiera nasze serca.

Rozpoczyna się radosne świętowanie zmartwychwstania Pańskiego,
Niech te Święta będą dla nas czasem prawdziwej radości płynącej z serca.

środa, 14 marca 2012

WIELKI POST TO CZAS PRZEMIANY SERCA

Wielki Post – czas naszego przygotowania do świąt Zmartwychwstania Pańskiego – trwa, bez niedziel, 40 dni.

Liczba 40 często pojawia się na stronicach Biblii – 40 dni to czas potopu (Rdz 7,17), pobytu Mojżesza na górze Synaj (Pwt 9, 11), wędrówki Eliasza przez pustynię (1 Krl 19,8). To także okres nawrócenia i pokuty dla mieszkańców Niniwy, do których wzywał prorok Jonasz (Jon 3, 4), wreszcie 40 lat Izrael wędrował z Egiptu do Ziemi Obiecanej (Lb 14,33-34). I to, co dla nas najważniejsze – 40 dni przebywał Chrystus na pustyni, poszcząc i walcząc z szatanem (Mk 1,12; Łk 4,1).

Liczba czterdzieści wiąże się więc z niepewnością i koniecznością wyrzeczeń, ale także z nadzieją. Symbolizuje czas przemiany i odnowy.

Pierwsi chrześcijanie początkowo to szczególne paschalne przygotowanie, poświęcone modlitwie, rozważaniu Męki Chrystusa i pokucie przeżywali przez 40 godzin. W trzecim wieku czas pokuty wydłużono do tygodnia, natomiast w IV wieku wprowadzono 40-dniowy okres przygotowania do Świąt Wielkanocnych.

Dysponujemy więc obecnie czterdziestu dniami, byśmy chociaż w małym stopniu mogli spróbować zmierzyć się z trudnościami, tak jak Jezus na pustyni. Kościół zachęca nas do postów niekoniecznie dotyczących jedzenia. Nie nakazuje, lecz inspiruje nas do zmagania się z własnym wygodnictwem, lenistwem, wygórowanymi ambicjami i z niedoskonałościami. Być może wtedy ochotniej zatrzymamy się przy potrzebującym lub starszym człowieku. A może uda się okiełznać własną pychę i będzie okazja do zmiany swojego życia na lepsze?

W naszych pełnych zawirowań czasach, nastawionych na konsumpcję, często zapominamy o Bogu i Jego przykazaniach. Dajmy więc sobie w tym czasie okazję do podniesienia jakości życia; znajdźmy czas na refleksję, zastanówmy się nad tym, dokąd zmierza nasza droga i czy na pewno podążamy w dobrą stronę. W jakim stanie jest nasza dusza?

Okres 40 dni wielkopostnych to czas pokuty, ale nie tylko rozumianej jako zachowanie wstrzemiężliwości i postu, lecz przede wszystkim jako nawrócenie, szczera przemiana serca, wzmocnienie wiary. Św. Jan Złotousty w Homilii na Księgę Rodzaju pisał:

„Wiele jest dróg, które mogą otworzyć nam drzwi do zaufania Panu, znacznie więcej niż zwykły post! Dlatego ten, kto nie może pościć, niech wykaże się hojniejszą jałmużną, żarliwszą modlitwą, pilnością w słuchaniu Słowa Bożego – słabość ciała nie stoi tu na przeszkodzie; niech pojedna się z nieprzyjaciółmi i usunie z duszy wszelkie pragnienie zemsty. Jeśli tak uczyni, podejmie prawdziwy post. Tego bowiem nade wszystko oczekuje od nas Pan i taki jest cel, dla którego nakazuje nam powstrzymać się od spożywania pokarmów: pohamować zuchwałość ciała, czyniąc je uległym w wypełnianiu prawa Bożego.”

Zauważmy, że dla osób wychowanych w konsumpcjonizmie, które Wielki Post utożsamiają z „wielkim pomyleniem”, oczekiwanie przez 40 dni na czekoladowe króliczki lub cukrowe baranki jest nieatrakcyjne. Być może nie uświadamiają sobie, że każda rzecz ma swój czas i że potrzebne są chwile postu i refleksji, by móc później przeżywać radość Świąt Wielkanocnych.

Ostatnim etapem przygotowania się na przeżywanie tajemnicy zmartwychwstania jest oczywiście sakrament pokuty, czy raczej – pojednania. Przez wyznanie grzechów Bogu – za pośrednictwem kapłana, skruchę i chęć poprawy, dostępujemy odpuszczenia grzechów. Pamiętajmy jednak, że łaska wiary i nawrócenia jest darem Boga – nie zawsze powrót na ścieżkę prowadzącą ku Niemu będzie łatwy i szybki. Czasem potrzeba wiele Wielkich Postów i silnej woli z naszej strony, aby zrozumieć tajemnicę Zmartwychwstania.

Celem 40 dni przed Wielkanocą jest zatem przygotowanie się na przyjęcie najważniejszej prawdy chrześcijaństwa, o której św. Paweł w Liście do Koryntian pisze:” Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli.”

poniedziałek, 20 lutego 2012

Środą Popielcową rozpoczynamy Wielki Post

Post zaczyna się od popiołu. Popiół nie jest taki straszny, jak go malują. Popiół ma swoją twarz smutną, ale i pogodną. Smutną dlatego, że przypomina pogrzeb, płacz, grób rodzinny, nierodzinny, łzy. Pogodną, bo post przypomina nam pokutę, lek duchowy na chorobę naszej duszy, oczyszczenie. Kiedyś właśnie popiołem czyszczono brudne garnki, przypalone rondle, zardzewiałe przedmioty.

Popiół budzi nadzieję urodzaju. W starych pieśniach Kochanowskiego są słowa, mówiące o tym, że sypie się popiół na pola, aby potem obrodziło zboże.
Proch uczy nas mądrego spojrzenia na życie, które jest przemijające.
Tak o popiele, którym posypujemy głowy w Środę Popielcową, pisał ks. Jan Twardowski.


W obecnej kulturze post, asceza to słowa, które mają negatywny wydźwięk, ale paradoksalnie coraz więcej osób podejmuje różnego rodzaju diety, służące utrzymaniu atrakcyjnej sylwetki i dobrej kondycji fizycznej. Ale czy tylko? Odpowiedź na to pytanie daje nam Ojciec Święty Benedykt XVI w słowach: Poszczenie służy oczywiście dobrej kondycji fizycznej, ale dla ludzi wierzących stanowi w pierwszej kolejności „terapię” pomagającą leczyć to wszystko, co uniemożliwia wypełnianie woli Boga.
Dobrze pojęty i ofiarowany w wybranej intencji post ma nam pomóc zaspokoić największy głód, jakiego doświadczamy w naszym wnętrzu: głód i pragnienie Boga oraz „zadać smierć naszemu egoizmowi i otworzyć serce na miłość Boga i bliźniego” (Paenitemini).
Tak o wyrzeczeniach wielkopostnych pisze papież Benedykt XVI.

Jałmużna była wysoko ceniona w czasach starotestamentalnych, a w okresie proroków stawiano ją nawet wyżej od postu i ofiar. W czasach Nowego Testamentu uważano, że jałmużna winna wypływać z motywu miłości bliźniego i będzie między innymi stanowić podstawę wymiaru sprawiedliwości Bożej na Sądzie Ostatecznym. We wczesnych okresach rozwoju Kościoła jałmużna miała cechy wzajemnej pomocy, zwłaszcza w stosunku do osób biednych i potrzebujących. Zbieraniem jałmużny zajmowali się diakoni.

Post pomaga nam także uświadomić sobie, w jakiej sytuacji żyje wielu naszych braci. W Pierwszym Liście św. Jan napomina: „Jeśliby ktoś posiadał majętność tego świata i widział, że brat jego cierpi niedostatek, a zamknął przed nim swe serce, jak może trwać w nim miłość Boga?” (3,17). Niech więc nasza jałmużna wielkopostna świadczy o naszej miłości do potrzebujących bliźnich.

W wielkim Poście modlitwa powinna być w centrum naszego chrześcijańskiego życia. Wśród form pomocy misjom pierwsze miejsce zajmuje współpraca duchowa. W encyklice Redemptoris Missio,78 Ojciec Święty Jan Paweł II pisał, iż nasza „modlitwa winna towarzyszyć misjonarzom na ich drodze, aby głoszenie Słowa odniosło skutek dzięki łasce Bożej”.

niedziela, 12 lutego 2012

Spostrzeżenia dzieci z Shirati z pobytu w Polsce


Shirati to niewielka wioska w Tanzanii. Pracuje tam polski misjonarz ks. Konrad Caputa. Chcąc pomóc osieroconym dzieciom założył dla nich szkołę i dom.
Dzięki dobroci wielu osób niektóre dziewczyki z Shirati mogły odwiedzić Polskę. Były również u Sióstr Klawerianek w Krakowie, gdzie spotkały się ze świeckimi współpracownikami misji. Uczestniczyłem w tym spotkaniu i podziwiałem, jak ciemnoskóre dziewczynki wspaniale śpiewały i tańczyły.

Przed powrotem do Tanzanii podzieliły się swoimi spostrzeżeniami z pobytu w Polsce.


Imacolata: Po raz pierwszy widziałam pociąg i tramwaj. Zaskoczyło mnie, że ludziom nie brakuje wody, jest ona w każdym domu, oraz że nie widziałam ludzi zbierających drzewo na opał, noszących wodę w wiadrach czy pasących krowy.

Romana: Podobało mi się, że w Polsce pamięta się o przeszłości. Są tu zabytkowe domy i kościoły, w których jest wielu ludzi. Zaskoczona była tym, że koło dróg są krzyże i kapliczki.

Maria Goretti: Bardzo mi się podobało, że w Polsce nie brakuje jedzenia, choć czasem bardziej mi smakowało nasze tanzańskie jedzenie, które jest prostsze. Bardzo mi się podobała Jasna Góra, gdzie ludzie z wiarą klęczą i modlą się.

Bernadetta: Zauważyłam, że w Polsce jest czysta woda. U nas w jeziorze się kąpiemy i tę samą wodę bierzemy do picia i gotowania. Podobało mi się, że wszyscy chodzą do szkoły. Ludzie byli bardzo życzliwi, chociaż nie znaliśmy języka polskiego, z każdym mogliśmy się porozumieć.

Emiliana: Najbardziej zaciekawiły mnie w mieście wysokie bloki, bo nie wiedziałam, że dom może mieć kilkanaście pięter.

(Relacje dzieci za: Echo z Afryki i innych kontynentów, Echo dzieciom, luty 2012)




Relację z wizyty dzieci z Shirati u Sióstr Klawerianek można znaleźć tutaj.

środa, 1 lutego 2012

Leszka Kołakowskiego pozytywne widzenie chrześcijaństwa

Leszek Kołakowski (ur. 23 października 1927 w Radomiu, zm. 17 lipca 2009 w Oksfordzie) w swojej książce „Kościół w krainie wolności” (Wy­dawnictwo Znak, Kraków 2011) stawia zasadnicze pytanie: Czy żyjemy już w po-chrześcijańskim czasie? I oczywiście odpowiada na tak postawio­ne pytanie z sobie właściwą wnikliwością. Jaka może być odpowiedź na tak postawione pytanie?

Teksty Leszka Kolakowskiego, składajace się na niniejszą książkę, w większości powstały w okresie pontyfikatu Jana Pawła II. W większej czę­cić dotyczą osoby i nauczania polskiego papieża.

Wkrótce po wyborze Papieża Polaka Leszek Kołakowski spotkał się z nim, po raz pierwszy w swoim życiu, w Watykanie. Papież wiedział, że Kołakowski dawniej na­leżał do osób ostro zwalczających Kościół. Podczas wspólnej rozmowy Jan Paweł II powiedział wtedy: – Chyba nastąpiła jakaś zmiana w panu, kiedy pan pisał artykuł o Jezusie Chrystusie. To musiało być coś przełomowego. – A na koniec rzekł: – Kochany bracie, niech pan częściej nas tu odwiedza. Trzeba stwierdzić, iż pa­pież przyjął Leszka Kołakowskiego bardzo przyjaźnie.

Potem Leszek Kołakowski widywał Papieża wielokrotnie na dyskusjach fi­lozoficznych w Castel Gandolfo. Spotkania filozoficzne, na których Papież spotykał się z filozofami europejskimi, odbywały się co drugi rok i trwały zawsze trzy dni. W przerwach pomiędzy oficjalnymi dyskusjami Leszek Kołakow­ski mógł prowadzić luźne rozmowy z Janem Pawłem II. Wszystko odby­wało się bez pompy papieskiej i bez czołobitności wobec urzędu. W spo­tkaniach tych brał również udział ks. Józef Tischner, którego – jak wspo­mina Leszek Kołakowski – papież bardzo lubił.

Teksty Leszka Kołakowskiego, zamieszczone w książce „Kościół w kra­inie wolności”, przybliżają atmosferę pontyfikatu Jana Pawła II. W książce znajduje się esej rozważający perspektywy, jakie wybór kardynała Wojtyły na Stolicę Apostolską otworzył dla losów chrzescijaństwa i świata, komentarze do dwóch ważnych encyklik papieskich (Veritatis splendor i Fides et ratio), omówienie książki, w której Jan Paweł II odpowiada na pytania Vittoria Messoriego (Przekroczyć próg nadziei) i dwa teksty pożegnalne, z których jeden został napisany zaraz po śmierci Papieża
i ukazał się w Internecie, a drugi dzień później został zamieszczony w angielskim The Independent.




Książkę kończy tekst: Czy już w po-chrześcijańskich czasach żyjemy?, któ­ry otwierał Kongres Kultury Chrześcijańskiej na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim w roku 2000. Poniżej przytaczam fragmenty właśnie z tego tekstu Leszka Kołakowskiego. Poniższy tekst udziela odpowiedzi na po­stawione początkowo, zasadnicze pytanie: Czy przyszło nam już żyć w czasach po­-chrześcijańskich?


CZY JUŻ W PO-CHRZEŚCIJAŃSKIM CZASIE ŻYJEMY?

Wpierw autor przytacza między innymi takie fakty, jak katastrofalny spadek czynnego uczestnictwa w Mszach św. w Europie Zachodniej (ale nie w Stanach Zjed­noczonych), brak troski wiernych o treści dogmatów i poprawne formuły wiary. Pisze, iż w Stanach Zjednoczoych około pięćdziesięciu tysięcy małżeństw katolickich rocznie ulega unieważnieniu – stąd sugestia, iż wiara związana z tym sakramentem nie jest chyba brana całkiem na serio. Wreszcie stwierdza, iż to właśnie epoka oświecenia otwarła drzwi do niepojętego chaosu, jaki wszechobecnie panu­je – „nie ma prawdy, ani zła i dobra”. I cytuje św. Pawła z Listu do Rzy­mian 3,12: ”Nie masz, kto by dobrze czynił, nie masz ani jednego.”

Dalej jednak, jak gdyby wbrew nagromadzonym negatywom, pisze: Jest normalne, że gdy obserwujemy pewną tendencję kulturo­wą przez kilka dziesięcioleci, wyobrażamy sobie, że tak już musi być, że to nieuchronność dziejowa, że będzie coraz mniej chrześcijan, aż w końcu cała ta formacja zniknie zupełnie. W rzeczywistości nie ma historycznych nieuchronności, również w dziejach chrześcijaństwa znamy przypływy i odpływy; że straszliwie skorumpowany Kościół zdołał jednak, dzięki szo­kowi Reformacji najpierw, a potem dzięki reformom trydenckim odrodzić się dzielnie, zakrawa to na cud.

Kościół potrafił wydostać się z okropnego zepsucia, z tej okropnej korupcji, jaka panowała w końcu XV i początku XVI wieku. Dzięki szokowi reformacji Kościół potrafił znaleźć w sobie wewnętrzne siły, aby przygotować Sobór Trydencki, i wiemy, że kontrreformacja katolicka zostawiła wspaniałe po­mniki we wszystkich dziedzinach kultury; w architekturze, w malarstwie, w rzeźbie, w poezji, w filozofii i teologii. Nie należy więc sądzić, że wydo­stanie się z obecnych kryzysowych sytuacji jest ponad siły Kościoła.

Są, oczywiście, tacy ludzie – ci, co dla Boga (a nie dla hodowania własnej świętości) pomagają innym i poświęcają się dla nich, wybaczają krzywdzi­cielom, są pomocni bliźnim i są dla nich pociechą, rozsiewają życzliwość i dobre słowo, ale cnót swoich nie wystawiają na pokaz, ufając Bogu i wie­rząc w Jego sprawiedliwość – słowem: ludzie piątego rozdziału Ewangelii Mateusza. Nie wiem, ilu ich jest – stwierdza Leszek Kołakowski – i pewno nikt tego nie wie, pewnie niepo­dobna statystyki w tej sprawie sporządzić, ale póki są, wolno nam mówić, że nie żyjemy jeszcze w epoce po-chrześcijańskiej; ci ludzie, rzec można, zbawiają nas, przez nich i dzięki nim chrześcijaństwo nadal jest żywe. Póki są chrześcijanie prawdziwi, chrześcijaństwo jest żywe; nie są oni większo­ścią, ale też nigdy wiekszością nie byli.

Powtarzam to, o czym wielokroć pisałem: wszystkie kościoły chrześcijań­skie mają ogromne trudności ze znalezieniem języka, który by trafiał do lu­dzi młodych i wykształconych (a takich będzie niechybnie coraz więcej); jest ruiną chrześcijaństwa nastawianie się na pobożność ludzi wiernych, ale ciemnych.

Wiemy także wszyscy, że cywilizacja współczesna ma różne cechy okrop­ne, którym należy się przeciwstawić. Jest również rzeczą Kościoła być w pewnych punktach przeciwko tej cywilizacji. Ale nie można być przeciwko wszystkiemu. Trzeba dokładnie wiedzieć, co warto zwalczać. Cywilizacji, w której doszło do tak gigantycznego rozrostu wszystkich środków komu­nikacji i informacji, nie można zniszczyć. Trzeba szukać jakichś środków porozumienia i adaptacji, a ogólnikowe potępienia relatywizmu, hedoni­zmu i sceptycyzmu małe mają znaczenie. Myślę, że Kościół ma wielkie trudności ze znalezieniem języka, którym może mówić przekonująco i sku­tecznie, zwłaszcza do ludzi młodych i wyksztalconych – choć jesteśmy po­zytywnie zdumieni, kiedy widzimy Papieża, który w Paryżu, a więc w miejscu, które od XVII wieku było kolebką i bastionem ateizmu, albo nie­dawno w Rzymie potrafi przemówić do miliona młodych ludzi. Tyle książka.



Leszek Kołakowski został odznaczony licznymi nagrodami i wyróżnieniami; przypomnę o przyznanym w 2006 roku Medalu Świętego Jerzego.

Medal świętego Jerzego jest honorową nagrodą przyznawaną przez "Tygodnik Powszechny" od 1993 roku "za zmagania ze złem i uparte budowanie dobra w życiu społecznym ludziom, którzy wykazują szczególną wrażliwość na biedę, krzywdę, niesprawiedliwość i wrażliwość tę wyrażają czynem".
Na medalu wypisany jest fragment Psalmu 37 w przekładzie Marka Skwarnieckiego: „Powierz Panu swą drogę, zaufaj Mu, a On sam będzie działał. On sprawi, że twa sprawiedliwość zabłyśnie jak światło, a prawość Twoja jak blask południa.”

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Nabożeństwo Ekumeniczne na zakończenie Tygodnia Modlitw - cz. VI

DZIEŃ ÓSMY – środa, 25 stycznia 2012 r. – zakończenie Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan

NABOŻEŃSTWA EKUMENICZNE

– przez osiem dni odbywały się nabożeństwa ekumeniczne. Przytaczam teksty biblijne oraz komentarz do nich z ostatniego, środowego nabożeństwa ekumenicznego:

Zjednoczeni w panowaniu Chrystusa
"Zwycięzcy pozwolę usiąść ze Mną na Moim tronie" (Ap 3,21)

CZYTANIE I: 1 Krn 29,10-13
W Twojej ręce jest siła i moc

Czytanie z Pierwszej Księgi Kronik
Dawid błogosławił Pana przed całym zgromadzeniem, mówiąc:
„Błogosławionyś Ty, Panie, Boże Izraela, ojca naszego, od wieków aż
na wieki. Twoją, Panie, jest wielkość i moc, i majestat, i sława, i chwała,
gdyż wszystko, co jest na niebie i na ziemi, do ciebie należy, twoim
Panie, jest królestwo i Ty jesteś wyniesiony jako głowa nad wszystko.
Od ciebie pochodzi bogactwo i chwała, Ty władasz nad wszystkim,
w twojej ręce jest siła i moc, w twojej ręce jest to, aby uczynić kogoś
wielkim i mocnym. Więc teraz, Boże nasz, składamy ci dzięki i wielbimy chwalebne imię twoje”.

CZYTANIE II: Ap 3,19b-22
Zwycięzcy pozwolę zasiąść ze Mną na Moim tronie

Czytanie z Księgi Apokalipsy św. Jana
[To mówi Amen, świadek wierny i prawdziwy:]
Ja, tych wszystkich, których miłuję, upominam i karcę. Bądź gorliwy
i nawróć się. Oto stoję u drzwi i pukam. Jeśli ktoś usłyszy Mój głos
i otworzy drzwi, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną.
Zwycięzcy pozwolę usiąść ze Mną na Moim tronie, podobnie jak i Ja
zwyciężyłem i usiadłem z Moim Ojcem na Jego tronie. Ten, kto ma uszy,
niech usłyszy, co Duch mówi do Kościołów

EWANGELIA: J 12,23-26
Jeśli ktoś będzie Mi służył, uszanuje go Ojciec

Słowa Ewangelii według świętego Jana
[Jezus powiedział do swoich uczniów:] Nadeszła godzina, aby został
uwielbiony Syn Człowieczy. Zapewniam, zapewniam was: Jeśli ziarno
pszenicy, które wpadło w ziemię, nie obumrze, samo jedynie pozostaje.
Jeśli zaś obumrze, przynosi obfity owoc. Kto miłuje swoje życie, utraci
je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie
wieczne. Jeśli ktoś chciałby Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja
jestem, tam będzie i Mój sługa. Jeśli ktoś będzie Mi służył, uszanuje
go Ojciec.

KOMENTARZ

Jezus Chrystus jest pierworodnym z umarłych. On uniżył sam siebie
i został wywyższony. Chrystus nie zatrzymuje swojego zwycięstwa dla
siebie, ale swoje panowanie i wywyższenie dzieli z wszystkimi ludźmi.
Hymn Dawida z Pierwszej Księgi Kronik, powstały, gdy król i lud
radośnie i ochoczo gromadzili materiały i składali ofiary na budowę
świątyni, wyraża prawdę, że wszystko dzieje się dzięki łasce i woli Boga.
Władza ziemskiego monarchy może zaś odzwierciedlać panowanie
Boga, od którego pochodzi bogactwo i chwała, który w swym ręku ma
siłę i moc, i który swą ręką wywyższa i utwierdza wszystko (1 Krn 29,12).

Dziękczynny psalm królewski kontynuuje tę myśl. Tradycja chrze-
ścijańska nadaje mu mesjańskie znaczenie: to Chrystus jest prawdziwym Królem, źródłem błogosławieństw i życia, doskonałą obecno-
ścią Boga wśród ludzi. Ale to, w jaki sposób psalm przedstawia króla
wychwalającego potęgę Boga i pokładającego w Bogu nadzieję, można
też w pewnym sensie odnieść do wszystkich ludzi. Czyż ludzie nie
są ukoronowaniem stworzenia? Czyż Bóg nie chce, byśmy stali się
„współdziedzicami Jego Syna” i „członkami Jego królewskiej rodziny”?

Listy z Księgi Objawienia, skierowane do siedmiu wspólnot lokalnych, stanowią w istocie przesłanie do całego Kościoła w każdym czasie
i każdym miejscu. Ci wszyscy, którzy przyjmują Chrystusa do swoich
domów i do serc, będą zaproszeni do brania z Nim udziału w uczcie życia
wiecznego. Obietnica zasiadania na tronie, dana poprzednio Dwunastu,
jest teraz rozszerzona na wszystkich, którzy są zwycięzcami.
Gdzie Ja jestem, tam będzie i Mój sługa (J 12,26). Możemy powiązać
Jezusowe słowa Ja jestem z niewymawialnym Imieniem Boga. Sługa
Jezusa, którego Ojciec uczci, będzie tam, gdzie jest jego Pan, który
zasiadł po prawicy Ojca, aby panować.

Chrześcijanie zdają sobie sprawę, że jedność między nimi, nawet jeśli
wymaga ludzkich wysiłków, jest przede wszystkim darem Bożym. Bóg
dopuszcza nas do udziału w zwycięstwie Chrystusa nad grzechem, śmiercią i złem, które powoduje podziały. Nasze uczestnictwo w zwycięstwie
Chrystusa osiągnie jednak pełnię dopiero w niebie. Nasze wspólne zwiastowanie Ewangelii ma pokazać światu Boga, który ani nas nie ogranicza,
ani nie przytłacza. A my w sposób wiarygodny mamy mówić ludziom
nam współczesnym, że zwycięstwo Chrystusa pokonuje wszystko, co
nie pozwala nam dzielić pełni życia z Nim i ze sobą nawzajem.
Duch da nam siły do duchowych zmagań, które są przed nami, byśmy
zjednoczeni w Chrystusie panowali z Nim w chwale. Udziel nam tego
przez Chrystusa, który uniżył sam siebie i został wywyższony, który
żyje z Tobą i Duchem Świętym na wieki wieków. Amen.


TEMATY DO REFLEKSJI

Przytaczam Tematy do refleksji wybrane z całego Tygodnia Modlitw O jedność Chrześcijan:

Co należy uczynić, by wszyscy chrześcijańscy duchowni byli lepiej
przygotowani do służby?

W jaki sposób my, jako chrześcijanie wywodzący się z różnych
tradycji, możemy w naszych wspólnotach skuteczniej działać
razem, by objawiać Chrystusa Sługę?

W jakich sytuacjach chrześcijanie powinni cierpliwie czekać,
a kiedy wspólnie działać?

W jaki sposób my, chrześcijanie, możemy razem świadczyć o mocy
krzyża?

Czego może nauczyć nas sytuacja w naszej społeczności, w której
podziały stały się drogą do pojednania?

Jakim formom przemocy w naszej społeczności możemy się jako
chrześcijanie razem przeciwstawić?

W jaki sposób ukryta wrogość wpływa na wzajemne stosunki
członków wspólnot chrześcijańskich?

W jaki sposób powinniśmy wyrażać miłość chrześcijańską, biorąc
pod uwagę różnorodność religii i filozofii?

Co musimy czynić, by w podzielonym świecie stać się bardziej wiarygodnymi świadkami wiernej miłości Bożej?

Jak naśladowcy Chrystusa mogą w sposób bardziej widoczny
wspierać się nawzajem na całym świecie?

W jaki sposób my – chrześcijanie różnych tradycji – możemy wzajemnie się umacniać w wyznawaniu i dawaniu świadectwa o Jezusie Chrystusie?

W jaki sposób razem wyrażamy naszą wiarę w panowanie Chrystusa?

Teksty te podaję za Radą ds. Ekumenizmu Konferencji Episkopatu Polski i Polską Radą Ekumeniczną w: "Przemienieni przez zwycięstwo Jezusa Chrystusa"

Historia Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan - cz. V

Niektóre kluczowe daty z historii Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan

ok. 1740 W Szkocji spotykamy się z ruchami charyzmatycznymi,
mającymi powiązania z Kościołami Ameryki Północnej,
których przesłanie odnowy zawiera modlitwy za inne Kościoły
i z innymi Kościołami.

1820 Ks. James Haldane Stewart publikuje „Wskazówki dla
ogólnego zjednoczenia chrześcijan na rzecz wylania Ducha
Świętego”.

1840 Ks. Ignatius Spencer, nawrócony katolik, występuje z propozycją „Zjednoczenia w Modlitwie dla Jedności”.




1867 Pierwsza Konferencja Biskupów Anglikańskich w Lambeth
podkreśla wagę modlitwy o jedność w „Preambule” do
swych „Rezolucji”.

1894 Papież Leon XIII zachęca do przeprowadzania Oktawy Modłów
o Jedność w kontekście świąt Zesłania Ducha Świętego.

1908 Obchody „Oktawy Jedności Kościoła” zostały zainicjowane
w styczniu przez księdza Paula Wattsona.

1926 Ruch „Wiara i Ustrój” Światowej Rady Kościołów rozpoczyna
wydawanie „Materiałów Pomocniczych na Oktawę Modłów
o Jedność Chrześcijan”.

1935 Ks. Paul Couturier z Francji popiera Powszechny Tydzień
Modlitwy o Jedność Chrześcijan opierając się na modlitwie
o jedność jakiej chce Chrystus i przez środki, które On chce.

1958 Centrum „Jedność Chrześcijan” (Lyon, Francja) i Komisja
„Wiara i Ustrój” Światowej Rady Kościołów rozpoczynają
wspólne przygotowania materiałów na Tydzień Modlitw.

1964 „Dekret o ekumenizmie” II Soboru Watykańskiego podkreśla
fakt, że modlitwa jest duszą ruchu ekumenicznego i w ten
sposób zachęca do obchodzenia Tygodnia Modlitw o Jedność
Chrześcijan.

1966 Komisja „Wiara i Ustrój” Światowej Rady Kościołów i Sekretariat ds. Jedności Chrześcijan (obecnie Papieska Rada
ds. Popierania Jedności Chrześcijan) rozpoczynają wspólne
oficjalne przygotowania tekstu na Tydzień Modlitw o Jedność
Chrześcijan (wykorzystanego po raz pierwszy w 1968 r.)

1975 Projekt początkowy tekstów Tygodnia Modlitw został przygotowany przez wspólnotę lokalną, następnie przepracowany
przez Komisję „Wiara i Ustrój” oraz Papieską Radę ds.
Popierania Jedności Chrześcijan. Staje się to praktyką lat
następnych.

1998 Po raz pierwszy w Polsce Rada ds. Ekumenizmu Konferencji
Episkopatu Polski i Polska Rada Ekumeniczna wydają
wspólnie zeszyt na Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan.

2004 Komisja „Wiara i Ustrój” i Papieska Rada ds. Popierania Jedności Chrześcijan decydują, że broszury z tekstami na Tydzień
Modlitw o Jedność Chrześcijan będą wspólnie publikowane
i prezentowane w tym samym formacie.

2008 Obchody stulecia Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan.

Informacje te podaję za Radą ds. Ekumenizmu Konferencji Episkopatu Polski i Polską Radą Ekumeniczną w: "Przemienieni przez zwycięstwo Jezusa Chrystusa"

Ekumenizm po polsku - cz. IV

Sytuacja ekumeniczna w Polsce

W minionych wiekach Polska była dużo bardziej zróżnicowana pod względem wyznaniowym i szczyciła się długą tradycją wolności, tolerancji religijnej i współpracy ekumenicznej. Współczesny krajobraz religijny jest konsekwencją wielu wydarzeń historycznych, a w szczególności II wojny światowej, związanych z nią zmian granic i masowych migracji ludności.

Historyczne tradycje ekumenizmu w Polsce sięgają XVI wieku. W 1570 roku wielkim wydarzeniem była Ugoda Sandomierska zawarta przez luteran, reformowanych i braci czeskich. W 1777 roku między luteranami i reformowanymi zawarto Unię Sielecką, natomiast w latach 1828 – 1849 istniała bliska współpraca luteran i reformowanych, którzy posiadali wspólny Konsystorz.

Pierwszą w Polsce organizacją międzywyznaniową był powstały w 1923 roku Oddział Krajowy Światowego Związku Krzewienia Przyjaźni między Narodami za pośrednictwem Kościołów. W pierwszych latach swego istnienia Oddział Krajowy był płaszczyzną spotkań sześciu Kościołów ewangelickich tradycji luterańskiej, reformowanej i ewangelicko-unijnej, miejscem rozstrzygnięć różnych spornych kwestii, a także podejmowanych wspólnie akcji. Po przystąpieniu w 1930 roku do Oddziału Krajowego Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego, nastąpiło historyczne spotkanie we wspólnej organizacji dwóch odmiennych tradycji chrześcijańskich – ewangelicyzmu i prawosławia.

Pod koniec 1942 roku utworzona została Tymczasowa Rada Ekumeniczna. Opracowano ekumeniczne „Wyznanie Wiary Polskich Chrześcijan” (Konfesja Polska), formułujące zasady dogmatyczne uznane za wspólne dobro.
Oficjalne ukonstytuowanie się Polskiej Rady Ekumenicznej nastąpiło w Warszawie 15 listopada 1946 roku z udziałem delegatów reprezentujących 12 wyznań. Prezesem PRE został ks. Zygmunt Michelis (1890-1977), duchowny Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego. Do końca lat sześćdziesiątych stosunki między Polską Radą Ekumeniczną a Kościołem Rzymskokatolickim miały charakter nieoficjalny.
W okresie tym wielu duchownych, zakonnych i świeckich wyznawców Kościoła Rzymskokatolickiego zaczynało uczestniczyć w nabożeństwach z okazji Tygodnia Modlitwy o Jedność Chrześcijan, organizowanych przez Kościoły członkowskie PRE.

Pierwsze nabożeństwo ekumeniczne w świątyni katolickiej z udziałem zaproszonych przedstawicieli innych wyznań chrześcijańskich, zostało odprawione w kościele Św. Marcina w Warszawie dnia 10 stycznia 1962 r. W roku bieżącym (2012) przypada 50. rocznica tego wydarzenia.
W latach siedemdziesiątych (1974) powstała Komisja Mieszana Polskiej Rady Ekumenicznej i Komisji Episkopatu ds. Ekumenizmu. W ten sposób zostały nawiązane oficjalne kontakty między Kościołem Rzymskokatolickim a PRE. W 1977 r. Komisja Mieszana powołała Podkomisję ds. Dialogu, która miała się zajmować rozmowami na tematy teologiczne. Dwadzieścia lat później (1997), na bazie dotychczasowej współpracy, powołano Komisję ds. Dialogu Konferencji Episkopatu Polski
i Polskiej Rady Ekumenicznej. Wśród ważnych osiągnięć we współpracy PRE z Kościołem Rzymskokatolickim szczególnie dwa wydarzenia zasługują na uwagę:
• Podpisanie w 2000 r. przez zwierzchników sześciu Kościołów członkowskich Polskiej Rady Ekumenicznej oraz Kościoła Rzymskokatolickiego dokumentu „Sakrament Chrztu znakiem jedności”, w którym sygnatariusze deklarują wzajemne uznawanie ważności chrztu.
• Wydanie w 2009 r. książki „W drodze za Chrystusem. Kościoły chrześcijańskie w Polsce mówią o sobie”, stanowiącej autoprezentację Kościołów zrzeszonych w Polskiej Radzie Ekumenicznej oraz Kościoła Rzymskokatolickiego. Po raz pierwszy w powojennej historii Kościoły w Polsce wspólnie, w jednej publikacji mówią o sobie.

Od 2000 r. Komisja ds. Dialogu zajmuje się kwestią małżeństw o różnej przynależności wyznaniowej. W roku 2009 zaprezentowany został projekt dokument ekumenicznego dotyczący małżeństw mieszanych wyznaniowo.
Warto zauważyć, że Papieże Jan Paweł II oraz Benedykt XVI podczas swoich pielgrzymek do Polski spotykali się na modlitwach ekumenicznych z duchownymi i wiernymi Kościołów zrzeszonych w Polskiej Radzie Ekumenicznej.

Ważnym wydarzeniem koordynowanym przez Towarzystwo Biblijne w Polsce było wydanie w 2001 r. ekumenicznego tłumaczenia Nowego Testamentu i Księgi Psalmów. W prace tłumaczeniowe zaangażowanych było jedenaście Kościołów. Obecnie trwają prace nad ekumenicznym tłumaczeniem Starego Testamentu.

Do PRE należy obecnie siedem Kościołów: Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny, Kościół Polskokatolicki, Starokatolicki Kościół Mariawitów, Kościół Ewangelicko-Augsburski, Kościół Ewangelicko-Reformowany, Kościół Metodystyczny, Polski Kościół Chrześcijan Baptystów. Status członka stowarzyszonego ma Towarzystwo Biblijne w Polsce oraz Społeczne Stowarzyszenie Polskich Katolików.

Informacje te podaję za Radą ds. Ekumenizmu Konferencji Episkopatu Polski i Polską Radą Ekumeniczną w: "Przemienieni przez zwycięstwo Jezusa Chrystusa"

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Nieśmiertelne wiersze ks. Jana Twardowskiego

Ksiądz Jan Twardowski

urodził się 1. 06. 1915 r. – w Dzień Dziecka. Większość życia spędził w Warszawie. W latach 1933 - 35 był redaktorem międzygimnazjalnego pisma Kuźnia Młodych, w któ­rym debiutował poezją i prozą. W 1937 r. rozpoczyna stu­dia polonistyczne na Uniwersytecie Warszawskim i debiutuje tomikiem Powrót Andersena.
W czasie wojny uczestniczył w Powstaniu Warszawskim walcząc w Armii Krajo­wej.

W 1945 r. wstępuje do Seminarium Duchownego w Warszawie i zarazem kończy polonistykę. Dnia 4 lipca 1948 r. przyjmuje święcenia kapłańskie, od 1959 roku aż do śmierci jest rektorem kościoła S.S. Wizytek w Warszawie. W tym samym, 1959 roku, ukazuje się pierwszy powojenny tom poezji księdza J. Twardowskiego zatytułowany Wiersze.

Po dłuższej przerwie, w 1970 r., ukazuje się tomik z wierszami Znaki ufności (Wyd. Znak), następnie - między innymi - tomiki: Niebieskie okulary (1980), Który stwa­rzasz jagody (1983, Wyd. Literackie), Nie przyszedłem pana nawracać (1986), Sumienie ruszyło (1989), Spieszmy się kochać ludzi (1994), Trochę plotek o świętych (1996, Czytelnik), Rwane prosto z krzaka (1996, PIW), Spacer po Bi­blii (1997), Niebo w dobrym humorze (1998, PIW), Dwa osiołki (2000, PAX), Ja ksiądz wędrujący (2000), Po jasnej stronie życia (2002), Ważne i na­jważniejsze (2002), Utwory zebrane (2002, Wydawnictwo M).
Ks. J. Twardowski jest również autorem książek dla dzieci: prozy i wierszy - Nowy zeszyt w kratkę, Patyki i patyczki, Kalendarz dla dzieci i młodzieży.
Opublikował także homilie i komentarze ewangeliczne Kościół Cię nie ogarnie (2000) oraz wspomnienia Łaską zdumiony (2002, PAX).

O samym sobie ks. Jan Twardowski tak pisał:

O wróblu

Nie umiem o kościele pisać
o namiotach modlitwy znad mszy i ołtarzy
o zegarze co nas toczy
o świętych przystrzyżonych jak trawa
o oknach które rzucają do wnętrza
motyle jak małe kolorowe okręty
o ćmach co smolą świece jak czarne oddechy
o oku Opatrzności
które widzi orzechy trudne do zgryzienia
o włosach Matki Bożej całych z ciepłego wiatru
o tych co nawet żałują zanim zgrzeszą

lecz o kimś
skrytym w cieniu
co nagle od łez lekki gorący jak lipiec
odchodzi przemieniony w czułe serce skrzypiec

i o tobie niesforny wróblu
co łaską zdumiony
padłeś na zbitą głowę
do święconej wody

Twórczość ks. J. Twardowskiego była przekładana między innymi na języki an­gielski, francuski, niemiecki, rosyjski, czeski, słowacki, włoski. Był laureatem Nagrody Literackiej Polskiego PEN Clubu (1980), nowojorskiej Nagrody Funda­cji Alfreda Jurzykowskiego (1986) i wielu innych.

Zmarł wieczorem 18 stycznia 2006 w Warszawie. Pochowany został w krypcie dla zasłużonych Świątyni Opatrzności Bożej, zgodnie z życzeniem prymasa Pol­ski kardynała Józefa Glempa. Wolą księdza Twardowskiego było, aby pochować go na Powązkach.

Powoli nie tak prędko
proszę się nie pchać
najpierw trzeba wyglądać na świętego
ale nim nie być
potem ani świętym nie być
ani na świętego nie wyglądać
potem być świętym
tak żeby tego wcale nie było widać
i dopiero na samym końcu
święty staje się podobny do świętego

W miesiącu styczniu b.r. przypada szósta rocznica odejścia do Pana tego znakomitego polskiego Kapłana i Poety.



środa, 11 stycznia 2012

The Upper Room.Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan - III cz.

WIECZERNIK

Nieco ponad 75 lat temu w Stanach Zjednoczonych ukazał się pierwszy numer dwumiesięcznika The Upper Room, wydany przez Kościół Metodystów. Pismo podaje codzienny pokarm duchowy, na który składają się krótkie teksty przeznaczone na każdy dzień miesiąca. Krótkie historie ze swojego życia przysyłają sami czytelnicy z całego świata.

W Wieczerniku znajdujemy opowieści o tym, jak Jezus pomaga w problemach związanych z rodziną, finansami, zdrowiem, niesprawiedliwością, a także codziennymi drobiazgami, takimi jak zgubienie drobnej sumy pieniędzy i pieczenie ciasta na niedzielę. Są to świadectwa z przeszłości i z obecnych czasów, składane przez ludzi, którzy oddali się w Boże ręce. Pomagają one czytelnikom żyć w bliskości z Jezusem Chrystusem. Dzięki codziennej lekturze czytelnicy są zachęceni, by Mu zaufać bez względu na okoliczności.

Dwumiesięcznik jest tłumaczony na 40 języków, w tym na wiele narzeczy afrykańskich i azjatyckich. Ostatnio został wydrukowany miliardowy egzemplarz tego pisma. W naszym kraju wydaje go Kościół Ewangelicko-Metodystyczny. Rzecz ciekawa – Wieczernik ukazuje się również w wersji dla niewidomych, drukowany pismem Brailla. Ponadto posiada wiele wydań w wersji elektronicznej, w Polsce znajduje się na stronie:www.metodysci.pl.





Czytając Wieczernik można uświadomić sobie - nie tylko w tygodniu modlitw o jedność chrześcijan - że również nasi bracia ewangelicy posiadają głęboką wiarę w Jezusa Chrystusa i cnotę czynnej miłości Boga.

Żydzi.Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan - II cz.

ŻYDZI W POLSCE NA PRZESTRZENI WIEKÓW


Historia narodu żydowskiego w Polsce liczy sobie ponad tysiąc lat. Pierwsza masowa migracja Żydów z Europy Zachodniej do Polski miała miejsce w czasie pierwszej wyprawy krzyżowej w roku 1098. Dysponują­cy kapitałem osadnicy żydowscy mieli korzystny wpływ na rozwój pań­stwa polskiego. W wieku XII nastąpił znaczny napływ ludności żydow­skiej do Polski z Niemiec i Francji,co spowodowane było prześladowa­niem wyznawców religii mojżeszowej w tych krajach Europy Zachodniej i poszukiwaniem schronienia na wschodzie. W Polsce odnaleźli oni tole­rancję, dogodne warunki do życia oraz uprawiania rzemiosła i handlu. W połowie XIV w. napłynęła do Polski kolejna fala uchodźców z Europy Za­chodniej, natomiast na początku XVI w. przybyli Żydzi wygnani z Hiszpa­nii, Portugalii, Austrii, Niemiec i Czech, w wyniku czego pod koniec śre­dniowiecza w Polsce znajdowało się 80% spośród całego narodu żydow­skiego rozproszonego po świecie.

Tolerancyjna polityka władców Polski względem Żydów sprawiła, że Polskę określano jako „niebo dla szlachty, czyściec dla mieszczan, pie­kło dla chłopów i raj dla Żydów.” W 1580 roku król Stefan Batory powo­łał Sejm Czterech Ziem (Waad), który był centralną organizacją samorządu żydowskiego w Koronie. Żydzi byli wówczas postrzegani niemal jako piąty stan – obok duchowieństwa, szlachty, mieszczaństwa i chłopów. Zapis w Statutach Litewskich (1588 r.) przyznawał automa­tyczne prawo do szlachectwa wszystkim neofitom, to znaczy Żydom, którzy przyjęli chrześcijaństwo, szczególnie na terenach dawnego Księ­stwa Litewskiego. Zapisy tego statutu obowiązywały aż do 1840 roku. Około 1648 w Polsce mieszkało 450 tys. Żydów. W czasie powstania Chmielnickiego zginęło 150 tys. Żydów. Wydarzenie to, zwane Gezerah – wielka katastrofa, uważane jest przez historyków żydowskich za datę sym­bolicznego zakończenia okresu pomyślności w historii polskich Żydów.

Po pierwszej wojnie światowej stan ludności żydowskiej w Polsce wynosił według spisu z 1921 roku - 2,8 miliona, co stanowiło 10,4% ogółu ludności Rzeczypospolitej. Ludność żydowska rozmieszczona była nie­równomiernie, głównie mieszkała we wschodniej części kraju. W przeci­wieństwie do ludości ukraińskiej czy białoruskiej nie mieszkała na wsi, lecz w miastach i miasteczkach. Około 30% Żydów mieszkało w dużych miastach - Warszawie, Wilnie, Krakowie, Łodzi i Lwowie.

Odrębny język, kultura, religia oraz ubiór sprzyjały izolacji Żydów i two­rzeniu w miastach oraz miasteczkach wydzielonych skupisk - tak zwanych gett.

W czasie II wojny światowej w wyniku polityki masowej zagłady stosowanej przez władze III Rzeszy oraz jej sojuszników, zgładzonych zo­stało 90 % polskich Żydów. Części udało się uciec z kraju, jednak więk­szość zginęła; ilość ofiar holokaustu szacuje się od 2,6 mln do 3,3 mln za­bitych. Po wojnie w Polsce było około 240 tys. Żydów. Rzeczpospolita przestała być państwem wielonarodowościowym, liczebność mniejszości narodowych znacznie spadła. Powojenna Polska nie była dla Żydów pań­stwem łaskawym, do ocalałych z holokaustu Żydów odnoszono się z nie­chęcią, wręcz wrogością, czego przykładem był pogrom kielecki w 1946 roku. Ponadto władze komunistyczne odmówiły zwrotu mienia żydowskie­go, zagrabionego podczas wojny. W wyniku tego z Polski do Palestyny w latach 1944 - 1947 wyjechało 140 tys. Żydów.

W 1955 roku nastąpiła druga powojenna fala emigracji Żydów do Palestyny, do 1960 roku Polskę opuściło 51 000 Żydów. Jednak dopiero sukces Izraela w 1967 w tak zwanej „wojnie sześciodniowej” z Arabami nasilił nastroje antysemickie. W marcu 1968 roku miała miejsce kampania antysyjonistyczna zorganizowana przez rząd Gomułki – sprawdzano w me­trykach pochodzenie obywateli, za pochodzenie żydowskie wyrzucano lu­dzi z pracy, w prasie wypisywano nieprzychylne treści na ich temat. Do 1971 r. musiało wyjechać z Polski około 20 tysięcy ludności żydowskiej. Następnie na jedną dekadę cała kwestia i problematyka żydowska zniknęła z gazet, radia i telewizji. Dopiero lata 80., z powstającym ruchem Solidar­ność, to czas, gdy zmienia się aura wobec Żydów, nastawienie Polaków staje się bardziej przyjazne i pokojowe. Odrodzenie demokracji po roku 1989 przyniosło także pozytywne zmiany względem narodowych grup mniejszościowych - w tym polskich Żydów. Po upadku komunizmu w Pol­sce w 1989 roku sytuacja Żydów uległa normalizacji. Zarazem na margine­sie z powrotem ujawniły się jakby "zamrożone” poglądy antysemickie, które zaistniały w życiu publicznym np. przy kampaniach wyborczych. Nie zablokowało to jednakże już wcześniej rozpoczętego procesu odno­wienia świadomości społecznej i pozytywnego nastawienia względem mniejszości narodowościowych w Polsce.

Od kilku lat w Polsce można zaobserwować proces deasymilacji, czyli odkrywania swego żydowskiego pochodzenia przez ludzi bardzo młodych i starszych. Zaistnienie tego faktu w ich świadomości postrzegają oni jako coś ważnego. Ludzie szczycą się swoim pochodzeniem żydow­skim, ale nie wracają do narodu żydowskiego. Według spisu ludności prze­prowadzonego w 2002 roku przynależność do narodowości żydowskiej zadeklerowało zaledwie 1 055 obywateli RP. Nieoficjalnie liczba Żydów jest oceniana na 8 – 12 tys. Centrum Mojżesza Schorra ocenia, że Polskę zamieszkuje około 100 tys. Żydów, z których 30 – 40 tys. jest bezpośred­nio związanych z kulturą bądź religią żydowską. Dane te wydają się być jednak stanowczo zawyżone.




W Polsce istnieje osiem zarejstrowanych gmin żydowskich, gdzie między innymi organizowane są kursy języka jidysz (tradycyjny język Ży­dów polskich). Społeczność żydowska w Polsce odradza się. Polska mniej­szość żydowska nie ma swoich oficjalnych przedstawicieli w Parlamencie. Po 1989 roku Żydzi, którzy byli obywatelami Polski przed drugą wojną światową, mogą odzyskać polskie obywatelstwo.

Ocenia się, że na świecie żyje obecnie około 13 milionów Żydów, z czego w Izraelu 5,3 ml, w Ame­ryce 6, 3 mln, reszta w rozproszeniu.

Anna Michaela

Ty­dzień Modlitw o Jedność Chrześcijan - I.

Rozpoczynąjacy się 18 stycznia b.r. Ty­dzień Modlitw o Jedność Chrześcijan poprze­dza Dzień Dialogu Chrześcijańsko – Żydow­skiego. Tydzień Modlitw kończy się obcho­dzonym przez Kościół świętem Nawró­cenia św. Pawła, a zaraz następnego dnia Ko­ściół ob­chodzi Dzień Dialogu z Islamem.

Można więc powiedzieć, że przez całych dziewięć dni Ko­ściół nie tylko zanosi do Boga modli­twy
o bliższe po­rozumienie między chrześci­janami, ale także odbywają się różne sympozja poświęcone tematowi wzajemnego zbliżenia. Ponadto chrześcijanie także starają się rozwijać dialog z religiami nie­chrześcijańskimi, jakimi są ju­daizm i islam.
Z tego powodu zamieszczam interesujący arty­kuł o naszych „starszych Braciach w wierze” – wy­znawcach judaizmu, zatytułowany „Żydzi w Polsce”, napisany przez moją córkę, studentkę stosunków międzynarodowych Annę Michaelę, która już wcześniej napisała artykuł Kobieta w islamie.

Należy mieć nadzieję, iż wzajemne poznanie się wyznawców różnych religii oraz wyznań chrześcijańskich z czasem zasypie wrogość i nietolerancję międzyreligijną.

poniedziałek, 9 stycznia 2012

HISTORIA. LONDYN. Z POWROTEM - CZ. III.

PIERWSZE PODRÓŻE POLAKÓW DO ANGLII

Anglia była celem podróży Polaków jeszcze u schyłku XVIII. wieku. Dwukrotnie, w latach 1762 – 1772 podróżowała po Anglii Izabela Czartoryska. W 1792 roku wyjeżdżał do Londynu Adam Jerzy Czartoryski; Adam Kazimierz Czartoryski odwiedzał Anglię kilkakrotnie, po raz pierwszy chyba w 1757 roku. Wcześiej Anglię zwiedzał J.U.Niemcewicz.

Pod koniec XVIII. wieku szczególną popularnością cieszyły się wśród naszej szlachty studia w Anglii. Jednak prawdziwym odkrywcą Anglii i Szkocji dla naszej kultury był Krystyn Lach Szyrma. Będąc wychowawcą Adama Czartoryskiego odbył pierwszą podróż w latach 1820 – 1824. Po powrocie do Polski w latach 1828 – 1829 wydał w Warszawie trzytomową relację ze swej podróży pt. „Anglia i Szkocja. Przypomnienie z podróży roku 1820 – 1824 odbytej”.

W swoim eseju podróżniczym Szyrma opisuje, jak z Calais do Dover, przez kanał La Manche, wraz ze swym podopiecznym, Adamem Czartoryskim, przepływa statkiem parowym. Z Dover do Londynu podróżują dyliżansem, czas podróży umilając sobie czytaniem i recytowaniem wierszy Byrona. Pobieżnie zwiedzają Londyn, gdyż pociąga ich przede wszystkim Szkocja.

W Durham odnajdują żyjącego jeszcze karła Stanisława Augusta Poniatowskiego – Borusławskiego. Od Berwick, po wkroczeniu do „ojczyzny Osjana”, podróż ich nabiera romantycznego charakteru. Krajobrazy, pałace i zamki Szkocji wywołują podziw równie żywy, jak pielęgnowany w całej Szkocji kult przeszłości.

W Szkocji podróżnicy najbardziej interesują się postacią Walter Scotta. Wpierw więc oglądają dom w Abbotsford, w którym mieszka, następnie zdobywają informację, że sławny pisarz pełni urząd w Parlamencie (za 2000 funtów rocznie), wreszcie na uroczystym obiedzie mogą go ujrzeć bezpośrednio. Porównanie Anglików i Szkotów zamyka Szyrma charakterystycznym uogólnieniem:”Szkot w Anglii wzbogaci się, czego przykładów jest wiele, Anglik nie wzbogaci się w Szkocji. Irlandczyk zostaje wszędzie ubogim.” Tak było na początku XIX wieku. A jak jest na początku XXI wieku? Może ktoś wie?

Po upadku powstania listopadowego Szyrma wyjechał z kraju i osiadł na stałe w Anglii. Wydawał tutaj pismo „Polonia”, przekształcone następnie w „The British and Foreign Review”.


POLAK – ANGLIK BRATNIE DUSZE (!)

W tym samym mniej więcej czasie Stanisław Egbert Koźmian, tłumacz Szekspira, sekretarz lorda Dudleya Stuarta, dostrzegał jedno pokrewieństwo między Polakami i Anglikami – skłonność do podejmowania podróży. Dla Anglików ich wyspa była za ciasna, nam także było „ciasno” we własnym kraju. – „Nie ma – tłumaczył w 1877 roku – i nigdy nie było dwóch narodów pochopniejszych do podróżowania, jak są dziś Polacy i Anglicy. U obu usposobienie to pochodzi z geograficznego i politycznego położenia ich ojczystych krajów. I w jednym, i w drugim wrodzona ruchliwość umysłu, a nawet i ciała, wielce się ku temu przyczynia. Z góry u obu podróż za granicę jest marzeniem młodości, obowiązkiem dojrzałego, a potrzebą starego wieku.” (Podróż nad Renem i w Szwajcarii w 1846 roku odbyta, Poznań 1877)

PIERWSI EMIGRANCI POLSCY W ANGLII

Wiosna Ludów 1848 roku sprawiła, iż wielu Polaków musiało opuścić ojczyznę. „Wstrząśnienia polityczne w 1848 i 1849 – pisał Seweryn Korzeliński – przymuszały wielu szukać schronienia za granicą. Francja, Szwajcaria i inne państwa, dokąd się udawali wychodźcy, stawiały trudności często nie do przełamania, oddalając od swych granic szukajacych i proszących przytułku; udało się przemknąć pojedynczym tylko lub znacznym, przez znajomość z osobami mającymi wpływ u rządów wyjednać sobie mogło paszporta. Dla reszty, ilości znacznej, Anglia jedna stała otworem; lecz Anglię przygniatał ciężar ludności zrządzony nagromadzeniem wychodźców z różnych krajów przez długie lata pomnażany. [Anglicy] umieszczali jednak jak i gdzie mogli Polaków. Widzieć ich można było w kuźniach Birmingham i Sheffield, przy warsztatach tkackich w Manchester, przy piłach traczy, zamiatających sklepy bławatne lub krawieckie, z szydłem i dratwą w ręku, w magazynach i składach dźwigających ciężary, a w portach z worami na plecach ładujących węgle.”(S. Korzeliński, Opis podróży do Australii i pobytu tamże od 1852 do 1856 roku, Kraków 1858). Brak pracy rodził niechęć do emigrantów, przeszkodą w przyjęciu do pracy bywały na przykład polskie wąsy.

DZISIAJ

– w Londynie mamy nie tylko polskie kościoły, prasę, sieć sklepów, ale także działające od pięciu lat polskie radio PRL – Polskie Radio Londyn. Radio pokazuje Polakom, że w Londynie mimo kiepskiej pogody może być wesoło i kolorowo. Informuje o wszelkiego rodzaju aktualnych imprezach londyńskich, takich jak koncerty, wystawy itp. Radia można słuchać online na prl24.net, przez telefon komórkowy wap.prl24.net lub w Londynie przez radio DAB (Digital Audio Broadcasting – nadawanie programów radiowych w formie cyfrowej zamiast analogowej transmisji FM).

Z Ealingu – to już powrót – polską taksówką z polskim taksówkarzem wracamy na lotnisko Stansted pod Londynem i po dwóch godzinach spokojnego lotu lądujemy w Krakowie. Już w domu przepisuję to poniższe krótkie ogłoszenie zamieszczone w londyńskiej Panoramie z 15 grudnia 2011 r. (nr 224), które brzmi następująco, a które pragnę umieścić w moim blogu na zakończenie tej trzyczęściowej relacji z mojego pobytu na Wyspach:

POMÓŻ STWORZYĆ SZKOLNĄ BIBLIOTEKĘ!

Polska Szkoła Sobotnia przy Towarzystwie Przyjaciół Dzieci i Młodzieży z siedzibą w londyńskiej dzielnicy Balham obchodzi właśnie swoje 60-lecie. Szkoła działa nieprzerwanie od roku 1951, dając możliwość poznania ojczystego języka i kultury polskim dzieciom żyjącym w Londynie.

Z okazji jubileuszu szkoła chce stworzyć bibliotekę. Pomoc sponsorów jest jedynym sposobem na sfinansowanie tej inicjatywy. Planowany jest zakup regałów, oświetlenia, wyposażenia stanowiska administracyjnego oraz książek. Każde, nawet najmniejsze wsparcie, będzie bardzo cenne. Osoby, które chcą wspomóc projekt, proszone są o kontakt z Dorotą Piotrowską-Holiat (tel. 07704286045, e-mail: holiat@op.pl). Telefoniczny numer kierunkowy do Wlk. Brytanii to 0044.

Szczęśliwego Nowego Roku!

poniedziałek, 2 stycznia 2012

POEZJA EMIGRACYJNA. LONDYN – CZĘŚĆ II

Mam przed sobą wiersze polskich poetów piszących na emigracji. Są pisane u schyłku dwudziestego wieku, ale wciąż aktualne w tym, co dla nas interesujące. A interesuje mnie, jak Polak postrzega samego siebie jako emigranta? Warto przypomnieć te wiersze i tych autorów.


Oto Bogumiła Andrzejewskiego „Mój album” , fragment utworu wydanego w 1969 roku. Bogumił Witalis Andrzejewski publikowal swoje wiersze głównie na łamach londyńskich „Wiadomości” i paryskiej „Kultury”. – Ależ to dawno! – moglibyśmy oponować. A jednak zobaczmy – oto opisuje, jak para emigrantów urządza swoje mieszkanie:

Zakładamy z żoną półki. Ona podaje mi śruby, a ja świdruję mur.
Potem stawiamy na półkach książki, gramatyki, słowniki
I teksty. Wiersze wieszczów, białych i czarnych piewców.

Alfabet rzymski ramię przy ramieniu z pismem arabskim,
Cyrylica promieniuje z półek starosłowiańską pogodą.

W kuchni jest osobna półka na książki kucharskie
Z sześciu kontynentów. Między nimi zaplątane powieści
Jane Austin, mistrzyni subtelnej obserwacji życia.

Koło pianina jest miejsce na nuty. Jak to dobrze
Że Beethoven nie traci w tłumaczeniu na obce języki,
Szopen tak samo, Mendelsohn i Dworzak.

Na ścianie wisi obraz Czarnej Madonny, reprodukcja tego,
który słusznie czczą w Częstochowie. Ciemny kolor Jej cery
I Jej maleńkiego Syna głosi, że nie tylko Aryjczycy to bliźni.
Stąd morał, żeby unikać zawsze rasizmu i szowinizmu.

Ja często mam obsesje słowne, mruczę afrosłowiańskie pieśni
Jak przepowiedział mglisto warszawski poeta,
Nim go skosiła przedwcześnie rozpacz września.


Trzeba przyznać, że w londyńskich domach kuchnie są obszerne, a półki faktycznie wypełnione polskimi książkami. Gdyby wiersz powstał dzisiaj, to może autor dodałby jeszcze, że obok książek leżą na półkach płyty DVD z polską muzyką i polskimi filmami.


Chcę przypomnieć również wiersz Zofii Ilińskiej, która pisała i ogłaszała swoje wiersze zarówno po polsku, jak i po angielsku. Ilińska jest również doskonałą tłumaczką poetów anglosaskich, m.in. trudnego i znakomitego poety Geralda Manley Hopkinsa i T. S. Eliota. Przytoczony wiersz "The Refugee" ma walory niemal ponadpokoleniowego psycho-socjologicznego zapisu losów pewnej części emigracji.

Przyjechałaś tu dwadzieścia lat temu jako „refugee”,
Dziś masz brytyjski paszport
i prawo do starczej pensji (…)
Brat twój osiedlił się ostatecznie w Kanadzie.
Córka w Kornwalii hoduje wieprze
i pisze wiersze w obcym języku.
Synowie na Malajach walczyli z bandytami,
potem była Afryka, potem Kanada.
W listach ich czytałaś o krokodylach i małpach;
o wielkich nieruchawych słoniach,
Które wśród dzikiej pustki strzegą własnych kłów;
o zimie twardej i głębokiej, o polarnych psach (…)
Rozumiesz język zięcia i synowych. Oni –
z twego – opanowali już „tak” i „nie”.
Żadne z wnucząt (a jedno jest kaleką)
nie zna twojej rodzimej mowy;
nauczyły się tylko mówić do ciebie „babciu”.
I to jest jedno z najszczęśliwszych twoich słów.
Czasem śmieszy cię ta mieszanina rodzinna.
Czasem myślisz:”Jakie to wszystko dziwne”.
Czasem nie wiesz, do kogo w jakim mówić języku.
Czasem bierzesz jeszcze do kościoła twój dawny mszał –
Ale rzadko i raczej przypadkiem...
Zwierzyłaś się raz komuś, że sny twoje mówią już też po angielsku.

Nie należy poddawać się nostalgii, płynącej zwłaszcza z zakończenia tego wiersza. Natomiast pragnę zwrócić uwagę, za poetą, prozaikiem i eseistą Janem Koprowskim, iż polscy emigranci-poeci byli i są dosłownie wszędzie. Jan Koprowski publikował swoje wiersze w pierwszych latach powojennych na terenie Niemiec. Napisał wiersz pod tytułem "Historia literatury polskiej"

Norwid umarł w Paryżu
Mickiewicz w Konstantynopolu
Krasicki w Berlinie
Garczyński w Awinionie
Lenartowicz we Florencji
Kraszewski w Genewie
Tomasz Teodor Jeż w Lozannie

Jasnorzewska w Glasgow
Lechoń w Nowym Jorku
Swinarski w Wiedniu
(…)
Gdzie szukać miejsc
w którym nie umierają poeci?
Pomiędzy okładkami książek
i na białych poletkach papieru:
tylko tam czarne drzewka liter
przemieniają śmierć
w kwitnące ogrody życia.

A jeżeli już o ogrodach mowa, to faktycznie w Londanie jest mnóstwo pięknych i starannie utrzymanych ogrodów i parków.


Krótką podróż poetycką chciałbym zakończyć utworem Barbary Toporskiej, która w Paryżu wydała dwie powieści: „Siostry” i „Na Wschód od Dzisiaj”. W wierszu „Powrót” opisuje często zdarzającą się sytuację, gdy Anglikowi (Arabowi, Pakistańczykowi) chcemy wyjaśnić, skąd pochodzimy i nie wiemy, czy będziemy dobrze zrozumiani.

W drodze pytają mnie dobrzy ludzie,
Skąd wracam i skąd pochodzę,
Jak się nazywa moja ojczyzna?
Mówię czasami: Polska, czasem mówię: Wilno,
Czasami mówię: Litwa albo Wschód i Północ,
A jeśli nie chcę kłamać, mówię Pięć Pietuchów
Najczęściej jednak tylko się uśmiecham,
Wyjmuję papierosa i proszę o ogień (…)