Dorośli opowiadają małym dzieciom, że w noc wigilijną zwierzęta mówią ludzkim głosem. Między innymi Horacy Safrin pisał o tym w wierszu „Baśń wigilijna o ludzkiej mowie” (W arce Noego). Oto ona:
W cichą noc wigilijną, w rodzimej stajence
zagadały po ludzku jęzory zwierzęce.
Za czym koń tak się ozwał: ”Chcecie czy nie chcecie
sam człowiek, pan stworzenia, jeździ na mym grzbiecie.
Mam wędzidło srebrzyste i grzywę trefioną
i jestem najważniejszą w tym gronie personą”.
Na to odezwała się ludzkim głosem krowa, przygadując koniowi tymi słowy:
„Ja, koniu, z własnej woli, bez uzdy i bata,
żywię matki karmiące, starców i maleństwa.
Śmietanka, mówią ludzie, to kwiat społeczeństwa!”
Do sprzeczki włączył się baran i nuże się przechwalać:
„Człowiek miałby psie życie bez mego kożucha!”
i dodaje:”pomnijcie, kochani,
iż cenionym przysmakiem jest udziec barani...”
Sytuacja staje się jeszcze bardziej gorąca, kiedy do rozmowy wtrąca się kolejne zwierzę:
„Veto, dumne bydlęta – z sąsiedniej obory
dobiegł sopran ochrypły dorodnej maciory. –
Nie myślcie, żem ostatnia z waszego zespołu!
Jam jest świnia, ozdoba świątecznego stołu.
A w czas świąt w ryju dzierżę wawrzyn poetycki,
którym ongiś skroń wieńczył sam Klemens Janicki.
I – jak dalej pisze autor:
Tak od słowa do słowa, od pyska do pyska,
spór wybuchł. Jęły padać obelgi, wyzwiska...
Dopiero gdy ciemności świt rozproszył biały,
baran znowu zabeczał, krowy znów ryczały,
wtórowało im rżenie wierzchowego konia...
I poeta kończy optymistycznie – W stajni zapanowała zgoda i harmonia.
Ks. Jan Twardowski opisuje, jak to jeden z chłopców chciał koniecznie usłyszeć, co mówi jego pies. Położył się po Wigilii do łóżka, ale wszystko robił, żeby nie zasnąć. Wreszcie doczekał się północy, pobiegł do psa, żeby go usłyszeć. Pies naprawdę zaczął mówić ludzkim głosem: – Ty łajdaku – powiedział – dlaczego mnie ciągniesz czasami za ogon i nie zmieniasz w misce wody regularnie?!
(Noc Szczęśliwego Rozwiązania – „O mowie zwierząt”)
W innym miejscu – („Jedynie miłość ocaleje” ) – ks. Jan Twardowski pisze, iż jego znajomemu w noc wigilijną rzeczywiście przyśniły się zwierzęta, ale był bardzo zdziwiony, ponieważ... mówiły o nim dobrze. Nie plotkowały, że w nocy chrapie, ale chwaliły go, że nie kłóci się z listonoszem, że podał teściowej kawałek indyka. Nie żartowały, że wstał lewą nogą z łóżka, ale z troską myślały o jego prawej nodze. I ksiądz Twardowski konkluduje – Od zwierząt możemy się wiele nauczyć.
Na zakończenie przytoczę jeszcze raz słowa ks. Jana Twardowskiego, które napisał w rozważaniu o zwierzętach. Stwierdza on, iż „zwierzę” po łacinie zwie się animal, co znaczy „istota żywa, mająca duszę”. Zauważa, że łacina dostrzega w zwierzęciu istnienie duszy.
Zastanawiając się nad etymologią wyrazu pisze, iż polskie słowo zwierzę jest niesłychanie dostojne. Pochodzi od czasownika „zawierzyć komuś”. A więc zwierzę jest godne zaufania. Patrzymy na zwierzęta z góry i uważamy się za lepszych od nich. I ksiądz kończy rozważania – A przecież nie każdego człowieka można nazwać „zwierzęciem” w tym sensie, że można mu zawierzyć.
O takich to niecodziennych sprawach przyszło mi rozmyślać i pisać w czasie adwentowego oczekiwania na wigilijny wieczór.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz