piątek, 21 października 2011

23 października w Polsce - Niedziela Misyjna

Dnia 23 października obchodzimy Światowy Dzień Misyjny – nazywany w naszym kraju Niedzielą Misyjną. Jest oczywiste, że nie trzeba podróżować do Afryki lub Azji, by spełniać posługę misyjną. Często wystarczy wyjść z domu i przejść na drugą stronę ulicy, żeby być najprawdziwszym misjonarzem. Wielu ludziom zatarły się w pamięci podstawowe prawdy wiary, nie potrafią sobie przypomnieć najprostszych modlitw, czasem nie wiedzą, jak się przeżegnać. Chodzili na katechezę, ale już tyle lat minęło od tamtego czasu. Niekiedy zdarza się, że mamy okazję rozmowy z takim człowiekiem. Czasem sam nas o coś zapyta, na przykład - A jak to było z tym Jezusem, jedni mówią tak, a drudzy jakoś inaczej?
Albo nic nie mówią, tylko przypadkiem zaobserwują podczas jazdy autobusem czy tramwajem, jak robimy znak krzyża świętego mijając świątynię... Potem w domu zaczynają myśleć, coś im tam się przypomina...

Każdy z nas może być misjonarzem.

Ale Niedziela Misyjna to przede wszystkim okazanie solidarności z Kościołem w potrzebie. Polskie dzieci należące do Papieskiego Dzieła Misyjnego zebrały w 2010 roku – 1 395 193 zł. Ofiary z ich osobistych wyrzeczeń – 160 950 zł, ofiary z I. Komunii Świętej – 714 330 zł, ofiary z „Kolędników Misyjnych” – 519 912 zł.
Sekretariat Generalny PDMD w Rzymie wskazał projekty i kraje, do których ofiary te zostały przekazane: Archipelag Komorów – 4 projekty, Ekwador – 3 projekty, Indie – 10 projektów, Madagaskar – 6 projektów, Rep. Dem. Kongo – 6 projektów, Seszele – 2 projekty, Uganda – 14 projektów, Zimbabwe – 3 projekty. RAZEM – 48 projektów. Ogółem pomocą objęto 144 790 dzieci z terenów misyjnych.


A oto świadectwo jednego spośród 2156 polskich misjonarzy rozsianych po całym świecie: „Otwierając 12 lat temu na Jamajce misję pw. Ducha Świętego, zaczynaliśmy od zera i bez środków. Biskup Boyle, człowiek wielkiej wiary i miłości do Boga i ludzi, chciał, by w Maggotty z pięciu mieszkających w okolicy katolików stworzyć wspólnotę parafialną, zbudować kościół, plebanię i założyć szkołę, by pomóc walczyć z problemem analfabetyzmu. Po upływie roku, po wielu próbach i wysiłkach, mogliśmy się poszczycić małą kapliczką, gdzie co prawda buszowało wiele szczurów i termitów, ale było wystarczająco miejsca, by się gromadzić na modlitwę. W dni powszednie do kaplicy zaglądały kozy i osły z okolicy, ponieważ wciąż łatwiej było wybudować drewniane ściany kaplicy, niż dotrzeć do serc mieszkańców.

W grudniu przeżyłem wypadek samochodowy. Lewa noga była zmiażdżona, a w lokalnym szpitalu dostałem zakażenia mięśni, krwi i kości. Umierającego przetransportowano mnie do szpitala w Stanach Zjednoczonych, gdzie przeprowadzono kilka operacji. Wiem, że wiele osób z całego świata modliło się w mojej intencji. Wiem też, że Pan Bóg wykorzystał moje cierpienie, by wzmocnić wiarę tak moją własną, jak i innych ludzi. Gdy opuszczałem szpital, lekarz neurolog powiedział mi, że nie będę mógł chodzić, ponieważ system nerwowy w nodze został bardzo uszkodzony. Pan Bóg sprawił cud – chodzę. Może trochę utykam, ale to wcale nie przeszkadza w posługiwaniu.

Przez pobyt w szpitalu poznałem kilka osób, które chciały zaangażować się bardziej dla potrzebujących na misjach. Dzięki nim było możliwe zorganizowanie środków na rozpoczęcie budowy misji. Dziś nasza parafia gromadzi w niedziele ok. 250 osób. Prowadzimy przy naszej misji ośrodek zdrowia, obsługujący rocznie ponad 10 tys. ludzi. Mamy programy edukacyjne dla dzieci i dorosłych, bibliotekę i kursy komputerowe. Próbujemy stworzyć miejsca pracy dla lokalnej ludności. Pan Bóg jest wszechmogący, lecz chce naszego współuczestnictwa i ofiary w powstawaniu DOBRA”. Ks. Marek Bzinkowski, Jamajka

Bądźmy solidarni z ubogimi tego świata, zwłaszcza w Niedzielę Misyjną, w którą nasza ofiara jest przeznaczana na misje. TACA Z NIEDZIELI MISYJNEJ w 2010 roku wyniosła 3 529 482 zł, zgodnie z przysłowiem: "Do grosza grosik, a będzie cosik".

wtorek, 18 października 2011

Matka Najświetsza w naszej kulturze

Zastanawiałem się ostatnio, czy październik można określić jako bardziej maryjny niż reszta roku z tej racji, iż zmawia się wtedy po domach i kościołach różaniec?

Narastająca w ciągu wieków maryjność przeniknęła głęboko w wartości rodzimej kultury, do duchowego życia jednostek i ich twórczości, w sferę przekonań, postaw i praktyk, które – zarówno w przeszłości, jak i dziś – określają model polskiego katolicyzmu. W miejscu tym należy zatem postawić kolejne pytanie: czy cześć do Najświętszej Maryi Panny można zaliczyć do najstarszych przejawów wiary naszych przodków, a sam kult maryjny uznać za cechę wyróżniającą polskiego katolicyzmu?

Rzuca się w oczy, iż niemal wszystkie historyczne opracowania kultu maryjnego w naszym narodzie zwracają uwagę na szczególny wymiar – na przekonanie o opiece Maryi nad Kościołem w Polsce i nad całym naszym narodem. Wyraża się to między innymi w nazywaniu Jej Matką i Królową. Jest Królową, bo będąc Matką Chrystusa i aktywnie uczestnicząc w życiu Syna niepomiernie przyczyniła się do zaistnienia na ziemi Królestwa Bożego.

Jestem przekonany, że na przestrzeni wieków Polacy czcili Maryję przede wszystkim ze względu na takie Jej przywileje, jak: macierzyństwo, dziewictwo, świętość, pośrednictwo u Syna i Boga Ojca, królewską godność oraz wydarzenia z Jej życia, na przykład wniebowzięcie. Z tego powodu powstał modlitewny hymn „Bogurodzica”, będący dogmatyczną syntezą godności i tytułów Maryi. Doniosły dorobek w kształtowaniu czci Najświętszej Maryi Panny w ciągu wieków miały zakony, które na ziemi polskiej szerzyły poszczególne prawdy i przywileje maryjne:
*Benedyktyni i Cystersi - od IX/X w. - kult N.M.P. Wniebowziętej;
*Franciszkanie i Bernardyni – kolędy, jasełka, pastorałki, Godzinki, ludowe legendy, kult M.B.Niepokalanej, „Gorzkie Żale”, kult M.B.Bolesnej w kalwariach i misteriach;
*Karmelici – od XII/XIII w. - Szkaplerz Karmelitański;
*Dominikanie – od XIII w. - modlitwa różańcowa.

Oficjalne nadanie Maryi tytułu „Królowa Polski” nastąpiło 1 kwietnia 1656 roku we Lwowie przez króla Jana Kazimierza przed obrazem Matki Bożej Łaskawej. Swoje przywiązanie do Matki Najświętszej wierni wyrażali wówczas wielorako: przez budowę kościołów Jej poświęconych, obchód świąt maryjnych, bractwa i stowarzyszenia maryjne, śpiewy Godzinek, modlitwę różańcową, szkaplerz karmelitański, medaliki, nabożeństwa i akty oddania, sanktuaria maryjne, pielgrzymki itp.Szczególnym miejscem obecności Maryi w narodzie polskim stała się Jasna Góra zwana „Sanktuarium Narodu”.

Nową epokę w dziedzinie maryjnej stanowi okres drugiej połowy ubiegłego wieku, od ogłoszenia prawdy dogmatycznej o Wniebowzięciu N.M.P. w 1950 roku. Wtedy wzmaga się szeroko pojęty apostolat maryjny poprzez zwoływanie kongresów maryjnych, nowe czasopisma, ożywienie ruchu pielgrzymkowego itp. Wyjątkowe miejsce w tym czasie zajmuje duszpasterska działalność Prymasa Tysiąclecia – Stefana Kardynała Wyszyńskiego ze swoja dewizą „Soli Deo per Mariam”. Pamiętam, z jakim zainteresowaniem czytałem jego ostatnią książkę zatytułowaną „Wszystko postawiłem na Maryję”, ze względu na komunistyczną cenzurę wydaną w Paryżu w 1980 roku. Przebywając w komunistycznym więzieniu Stefan Kardynał Wyszyński powziął myśl uroczystego odnowienia ślubów króla Jana Kazimierza, jak i oddania się w niewolę miłości Maryi całego narodu. Uroczystość ta miała miejsce w postaci Jasnogórskich Ślubów Narodu w 1956 roku, lecz odbyła się bez Kardynała Wyszyńskiego, który był nadal izolowany przez władze w klasztorze Sióstr Nazaretanek w Komańczy. Tak samo z inicjatywy Prymasa odbyła się pierwsza peregrynacja obrazu Matki Bożej Częstochowskiej po Polsce.

Kardynał Karol Wojtyła wraz z Prymasem Polski Kardynałem Stefanem Wyszyńskim byli szczególnymi czcicielami Matki Najświętszej. ”Nie byłoby Papieża, gdyby nie było Prymasa i jego miłości do Maryi” - powiedział Jan Paweł II podczas spotkania z Polakami w 1978 roku. Wszechstronna działalność papieska bł. Jana Pawła II była fundamentalnie związana z życiem i posłannictwem Matki Najświętszej. Papieskie oddanie maryjne „Totus Tuus” zdaje się być wciąż aktualnym drogowskazem dla większości polskich katolików - na dziś i na jutro.

Trudno ująć tak pokrótce, jaką rolę Matka Najświętsza odegrała w naszej kulturze. Trafnie oddały to słowa wypowiedziane przez bł. Jana Pawła II, który zwrócił się wprost do Niej: „Dziękujemy Ci za to, że od początku, od pieśni Bogurodzica, pomogłaś wyrazić się polskiej duszy. Za to, że pomagałaś nam poprzez dzieje kultury: literatury, nauki, wielu sztuk tworzyć te treści i wartości, którymi żywią się pokolenia. Dzięki którym mogliśmy przetrwać nawet w najcięższych próbach dziejowych.” (1982 r.).

poniedziałek, 3 października 2011

ILU ŚWIĘTYCH STANISŁAWÓW MA KRAKÓW ?

Zaraz na wstępie krótkim, żołnierskim słowem szybko odpowiem - dwóch.


Ten drugi Stanisław, zwany Kaźmierczykiem, żył w XV wieku. Okres ów niekiedy jest określany jako „szczęśliwy wiek Krakowa” z powodu licznych świętych, wtedy żyjących. Byli nimi bł. Izajasz Boner związany z zakonem augustianów, bł. Michał Giedroyć działający przy kościele św. Marka, św. Jan Kanty, profesor Akademii Krakowskiej, Świętosław Milczący związany z kościołem Mariackim i św. Szymon z Lipnicy, bernardyn.

Stanisław Sołtys (ur. 27.09.1433) zwany był Kaźmierczykiem z tego powodu, iż pochodził z Kazimierza. Miasto Kraków w czasach ówczesnych nie istniało samodzielnie, lecz było „trójmiastem”, na które składały się odrębne Kraków, Kleparz i Kazimierz. Trójmiasto zamieszkiwało około pięć tysięcy ludzi. Ojciec Stanisława, Maciej, był rzemieślnikiem tkackim a zarazem rajcą miejskim. Matka Jadwiga, mieszczka, odznaczała się wielką pobożnością. Młody Stanisław uczył się najpierw w szkole przyklasztornej Kanoników Regularnych na Kazimierzu a następnie studiował na Akademii Krakowskiej, gdzie uzyskał tytuł doktora teologii.

W wieku 23 lat wstąpił do Klasztoru Kanoników Regularnych Bożego Ciała na Kazimierzu. W okresie rocznego nowicjatu odznaczał się pokorą i pracowitością. Przyszły Święty kształcił się na dziełach wielkich teologów - św. Hieronima, św. Tomasza z Akwinu, św. Augustyna. Po złożeniu ślubów, mając 25 lat, został kapłanem. Czytał Biblię i dzieła ascetyczne, wiele czasu poświęcał na modlitwę, dbał o czystość swojego sumienia. Po pięciu latach powierzono mu funkcję kaznodziei i spowiednika, był także zastępcą przełożonego oraz wychowawcą młodzieży zakonnej. Św. Stanisław pozostał kaznodzieją do końca życia (był nim przez 26 lat).

Zasłynął przede wszystkim tym, że w czasie panowania w Krakowie i na Kazimierzu „morowego powietrza”, czyli zarazy, nie opuścił wiernych, lecz pozostał z nimi. Przygotowywał ich do śmierci – spowiadał, namaszczał, udzielał Wiatyku. Podtrzymywał na duchu ludzi, którzy masowo umierali. W średniowieczu w jednej zarazie wymierało nawet 20 procent społeczeństwa. Kiedy przychodziła epidemia, księża w większości wyjeżdżali na wieś, by ratować swoje życie. Stanisław Sołtys pozostał ze swymi parafianami. Po ustaniu epidemii ludzie żywili wobec niego taki szacunek, że zwracali się do niego w słowach „święty”.

Stanisław Każmierczyk był żarliwym czcicielem Matki Bożej. Stare obrazy przedstawiają scenę, w której objawia mu się Najświętsza Panna Maria z Jezusem na ręku oraz licznymi świętymi, i zwraca się do niego ze słowami:”Cieszę się, mój synu Stanisławie, z powodu twojego szczególnego nabożeństwa, które stale masz w stosunku do mnie i twojego Świętego Patrona Stanisława. Dlatego mówię ci, bądź dzielnym i odważnym, ciebie bowiem razem z moimi świętymi czeka nagroda w niebie.”

Stanisława Sołtysa mieszkańcy Kazimierza i Krakowa niezwykle szanowali i cenili. Wielu uważało go za świętego już za jego życia. Stąd od razu po jego śmierci - która miała miejsce 3 maja 1489 r., w dniu Znalezienia Krzyża Świętego (w 33 roku kapłaństwa) - modlono się do niego, by wypraszał u Boga potrzebne łaski. W pierwszym roku po śmierci Kanonicy Regularni zanotowali 176 nadzwyczajnych łask, jakich doznali wierni za jego wstawiennictwem. Przede wszystkim były to uzdrowienia z różnych chorób.

Najważniejszym świadectwem, które przyczyniło się bezpośrednio do kanonizacji błogosławionego Stanisława, jest opis uzdrowienia Piotra Komorowskiego z 1630 r. „W Krakowie przy ul. Grodzkiej u pana Stanisława Koszyckiego zatrzymał się hrabia Piotr Komorowski(…). Ten bardzo chorował na oczy. Jedno oko już stracił, na drugie bardzo cierpiał. W swojej boleści wobec zbliżającego się całkowitego kalectwa utraty wzroku zwrócił się do błogosławionego Stanisława Każmierczyka z prośbą o ratunek. Doznawszy natychmiastowego uzdrowienia w poniedziałek świąteczny (Zielone Święta) od razu kazał się prowadzić do grobu tego błogosławionego, pragnąc serdecznie podziękować za nadzwyczajną łaskę. W dowód wdzięczności, w swych dobrach w Suchej wybudował kościół i klasztor i oddał go zakonnikom z kościoła Bożego Ciała na Kazimierzu.”

I w obecnych czasach wierni zanoszą do św. Stanisława Każmierczyka prośby w różnych intencjach. Są to modlitwy z prośbą o uzdrowienie, szczególnie z chorób oczu. Znane są przypadki uratowania przed powodzią za wstawiennictwem Świętego.

Ks. Piotr Walczak, proboszcz Bazyliki Bożego Ciała w Krakowie, między innymi stwierdził, iż Stanisław Każmierczyk został świętym dzięki wierności regule i przestrzeganiu przepisów, które zakonnicy zobowiązują się przestrzegać. Jeśli człowiek jest wierny Bogu i człowiekowi, szczególnie cierpiącemu, jeśli niesie mu się pomoc i nadzieję, to taki wzór do naśladowania będzie zawsze aktualny. Człowiek potrzebuje drugiego człowieka, ciepła, pomocy, dobroci. Tego nie zastąpi nic innego. Stanisław Każmierczyk był normalnym człowiekiem, który umiał sobie radzić z trudami życia i z oddaniem pomagać innym ludziom.


Stanisław Kaźmierczyk został kanonizowany w Rzymie rok temu, dnia 17 października. Wspomnienie liturgiczne Świętego przypada na dzień 5 maja.