środa, 1 lutego 2012

Leszka Kołakowskiego pozytywne widzenie chrześcijaństwa

Leszek Kołakowski (ur. 23 października 1927 w Radomiu, zm. 17 lipca 2009 w Oksfordzie) w swojej książce „Kościół w krainie wolności” (Wy­dawnictwo Znak, Kraków 2011) stawia zasadnicze pytanie: Czy żyjemy już w po-chrześcijańskim czasie? I oczywiście odpowiada na tak postawio­ne pytanie z sobie właściwą wnikliwością. Jaka może być odpowiedź na tak postawione pytanie?

Teksty Leszka Kolakowskiego, składajace się na niniejszą książkę, w większości powstały w okresie pontyfikatu Jana Pawła II. W większej czę­cić dotyczą osoby i nauczania polskiego papieża.

Wkrótce po wyborze Papieża Polaka Leszek Kołakowski spotkał się z nim, po raz pierwszy w swoim życiu, w Watykanie. Papież wiedział, że Kołakowski dawniej na­leżał do osób ostro zwalczających Kościół. Podczas wspólnej rozmowy Jan Paweł II powiedział wtedy: – Chyba nastąpiła jakaś zmiana w panu, kiedy pan pisał artykuł o Jezusie Chrystusie. To musiało być coś przełomowego. – A na koniec rzekł: – Kochany bracie, niech pan częściej nas tu odwiedza. Trzeba stwierdzić, iż pa­pież przyjął Leszka Kołakowskiego bardzo przyjaźnie.

Potem Leszek Kołakowski widywał Papieża wielokrotnie na dyskusjach fi­lozoficznych w Castel Gandolfo. Spotkania filozoficzne, na których Papież spotykał się z filozofami europejskimi, odbywały się co drugi rok i trwały zawsze trzy dni. W przerwach pomiędzy oficjalnymi dyskusjami Leszek Kołakow­ski mógł prowadzić luźne rozmowy z Janem Pawłem II. Wszystko odby­wało się bez pompy papieskiej i bez czołobitności wobec urzędu. W spo­tkaniach tych brał również udział ks. Józef Tischner, którego – jak wspo­mina Leszek Kołakowski – papież bardzo lubił.

Teksty Leszka Kołakowskiego, zamieszczone w książce „Kościół w kra­inie wolności”, przybliżają atmosferę pontyfikatu Jana Pawła II. W książce znajduje się esej rozważający perspektywy, jakie wybór kardynała Wojtyły na Stolicę Apostolską otworzył dla losów chrzescijaństwa i świata, komentarze do dwóch ważnych encyklik papieskich (Veritatis splendor i Fides et ratio), omówienie książki, w której Jan Paweł II odpowiada na pytania Vittoria Messoriego (Przekroczyć próg nadziei) i dwa teksty pożegnalne, z których jeden został napisany zaraz po śmierci Papieża
i ukazał się w Internecie, a drugi dzień później został zamieszczony w angielskim The Independent.




Książkę kończy tekst: Czy już w po-chrześcijańskich czasach żyjemy?, któ­ry otwierał Kongres Kultury Chrześcijańskiej na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim w roku 2000. Poniżej przytaczam fragmenty właśnie z tego tekstu Leszka Kołakowskiego. Poniższy tekst udziela odpowiedzi na po­stawione początkowo, zasadnicze pytanie: Czy przyszło nam już żyć w czasach po­-chrześcijańskich?


CZY JUŻ W PO-CHRZEŚCIJAŃSKIM CZASIE ŻYJEMY?

Wpierw autor przytacza między innymi takie fakty, jak katastrofalny spadek czynnego uczestnictwa w Mszach św. w Europie Zachodniej (ale nie w Stanach Zjed­noczonych), brak troski wiernych o treści dogmatów i poprawne formuły wiary. Pisze, iż w Stanach Zjednoczoych około pięćdziesięciu tysięcy małżeństw katolickich rocznie ulega unieważnieniu – stąd sugestia, iż wiara związana z tym sakramentem nie jest chyba brana całkiem na serio. Wreszcie stwierdza, iż to właśnie epoka oświecenia otwarła drzwi do niepojętego chaosu, jaki wszechobecnie panu­je – „nie ma prawdy, ani zła i dobra”. I cytuje św. Pawła z Listu do Rzy­mian 3,12: ”Nie masz, kto by dobrze czynił, nie masz ani jednego.”

Dalej jednak, jak gdyby wbrew nagromadzonym negatywom, pisze: Jest normalne, że gdy obserwujemy pewną tendencję kulturo­wą przez kilka dziesięcioleci, wyobrażamy sobie, że tak już musi być, że to nieuchronność dziejowa, że będzie coraz mniej chrześcijan, aż w końcu cała ta formacja zniknie zupełnie. W rzeczywistości nie ma historycznych nieuchronności, również w dziejach chrześcijaństwa znamy przypływy i odpływy; że straszliwie skorumpowany Kościół zdołał jednak, dzięki szo­kowi Reformacji najpierw, a potem dzięki reformom trydenckim odrodzić się dzielnie, zakrawa to na cud.

Kościół potrafił wydostać się z okropnego zepsucia, z tej okropnej korupcji, jaka panowała w końcu XV i początku XVI wieku. Dzięki szokowi reformacji Kościół potrafił znaleźć w sobie wewnętrzne siły, aby przygotować Sobór Trydencki, i wiemy, że kontrreformacja katolicka zostawiła wspaniałe po­mniki we wszystkich dziedzinach kultury; w architekturze, w malarstwie, w rzeźbie, w poezji, w filozofii i teologii. Nie należy więc sądzić, że wydo­stanie się z obecnych kryzysowych sytuacji jest ponad siły Kościoła.

Są, oczywiście, tacy ludzie – ci, co dla Boga (a nie dla hodowania własnej świętości) pomagają innym i poświęcają się dla nich, wybaczają krzywdzi­cielom, są pomocni bliźnim i są dla nich pociechą, rozsiewają życzliwość i dobre słowo, ale cnót swoich nie wystawiają na pokaz, ufając Bogu i wie­rząc w Jego sprawiedliwość – słowem: ludzie piątego rozdziału Ewangelii Mateusza. Nie wiem, ilu ich jest – stwierdza Leszek Kołakowski – i pewno nikt tego nie wie, pewnie niepo­dobna statystyki w tej sprawie sporządzić, ale póki są, wolno nam mówić, że nie żyjemy jeszcze w epoce po-chrześcijańskiej; ci ludzie, rzec można, zbawiają nas, przez nich i dzięki nim chrześcijaństwo nadal jest żywe. Póki są chrześcijanie prawdziwi, chrześcijaństwo jest żywe; nie są oni większo­ścią, ale też nigdy wiekszością nie byli.

Powtarzam to, o czym wielokroć pisałem: wszystkie kościoły chrześcijań­skie mają ogromne trudności ze znalezieniem języka, który by trafiał do lu­dzi młodych i wykształconych (a takich będzie niechybnie coraz więcej); jest ruiną chrześcijaństwa nastawianie się na pobożność ludzi wiernych, ale ciemnych.

Wiemy także wszyscy, że cywilizacja współczesna ma różne cechy okrop­ne, którym należy się przeciwstawić. Jest również rzeczą Kościoła być w pewnych punktach przeciwko tej cywilizacji. Ale nie można być przeciwko wszystkiemu. Trzeba dokładnie wiedzieć, co warto zwalczać. Cywilizacji, w której doszło do tak gigantycznego rozrostu wszystkich środków komu­nikacji i informacji, nie można zniszczyć. Trzeba szukać jakichś środków porozumienia i adaptacji, a ogólnikowe potępienia relatywizmu, hedoni­zmu i sceptycyzmu małe mają znaczenie. Myślę, że Kościół ma wielkie trudności ze znalezieniem języka, którym może mówić przekonująco i sku­tecznie, zwłaszcza do ludzi młodych i wyksztalconych – choć jesteśmy po­zytywnie zdumieni, kiedy widzimy Papieża, który w Paryżu, a więc w miejscu, które od XVII wieku było kolebką i bastionem ateizmu, albo nie­dawno w Rzymie potrafi przemówić do miliona młodych ludzi. Tyle książka.



Leszek Kołakowski został odznaczony licznymi nagrodami i wyróżnieniami; przypomnę o przyznanym w 2006 roku Medalu Świętego Jerzego.

Medal świętego Jerzego jest honorową nagrodą przyznawaną przez "Tygodnik Powszechny" od 1993 roku "za zmagania ze złem i uparte budowanie dobra w życiu społecznym ludziom, którzy wykazują szczególną wrażliwość na biedę, krzywdę, niesprawiedliwość i wrażliwość tę wyrażają czynem".
Na medalu wypisany jest fragment Psalmu 37 w przekładzie Marka Skwarnieckiego: „Powierz Panu swą drogę, zaufaj Mu, a On sam będzie działał. On sprawi, że twa sprawiedliwość zabłyśnie jak światło, a prawość Twoja jak blask południa.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz